czwartek, 1 września 2016

Jagnięcy Szczyt i rozmyślania nad sensem chodzenia tymi samymi szlakami.





       Kilka dni temu pozwolił mi się zdobyć Jagnięcy Szczyt. Nadal czuję zakwasy w nogach i rękach i lekki ból stawów w palcach ale nie mam zamiaru narzekać, co to, to nie :) Przyszedł mi do głowy inny temat. Otóż idąc Doliną Białej Wody Kieżmarskiej w stronę Zielonego Stawu zastanawiałam się, który to już raz ?



 Tylko w tym roku, w przeciągu ostatnich trzech miesięcy byłam tam kilkakrotnie
 - to już czwarty raz !!!! Pierwszy raz końcem maja z bardzo bliską koleżanką Anią, która nigdy nie chodziła po górach a chciałam jej pokazać moją pasję, potem przy okazji wejścia na Kopską Przełęcz nie mogłam sobie odmówić odwiedzenia mojej ulubionej doliny. Kilka dni później znowu byłam nad Zielonym Stawem schodząc z Wielkiej Świstówki zwanej też Rakuską Czubą i teraz..... Wprawdzie nie była moim celem tylko przystankiem w drodze na szczyt ale sprowokowała mnie do pewnych przemyśleń.
      Pobudka o 4 rano,  podziwiając po drodze wschodzące słońce o szóstej byłyśmy już na szlaku. Który to raz? czwarty w tym roku a tak w ogóle? siódmy czy ósmy???? Nie mogłam się doliczyć. Tak czy owak trasa znana mi już na pamięć.
      Czy warto chadzać tymi samymi ścieżkami ? Czy one są na pewno takie same? Pamiętam pierwszy raz gdy odwiedzałam Zielony Staw. Serce biło mi jak oszalałe, nie wiedziałam jak ogarnąć to miejsce - inne niż widziane przeze mnie dotychczas. Tak małe, klaustrofobiczne z ogromnymi szczytami wokoło i przeuroczym schroniskiem jakby wyjętym z bajki. Siedziałam na kamieniu, słonce grzało, ostatnie ślady zimy znikały pod jego gorącymi promieniami a ja czułam się jakby otulona tymi górami, siedząca w koronie upstrzonej klejnotami wodospadzików, promieni słońca, iskierek śniegu. Mimo, że najbardziej lubię przestrzenie dla tego miejsca robię wyjątek. Tutaj pozwalam się zamknąć między szczytami i za każdym razem zachwycam się zdziwiona, że znowu to miejsce mnie czaruje.
        Ostatniej niedzieli początkowo szłam mechanicznie byle szybciej dotrzeć do schroniska i dalej iść tam gdzie mnie jeszcze nie było. Trasa emerycka, łatwa, szybko ubywała droga a ja nagle zauważyłam że jednak jest inaczej niż ostatnim razem, światło o tak wczesnej porze jest inne, i potok szumi jakby ciekawiej i już przestało mi się spieszyć a gdy po raz pierwszy wyłoniła się dolinka, to znowu byłam w zielonym niebie. Sami popatrzcie:






     Zielony Staw był oczywiście inny niż zawsze, ale jaki jest zawsze, skoro za każdym razem jest inny. Raz chmury przewalają się między szczytami, innym razem spotkała mnie tam krótka burza, a staw skuty lodem wygląda przecież jeszcze inaczej. Tego niedzielnego dnia pogoda była idealna, tafla wody nie zmącona żadną zmarszczką, wiatru nie było wcale, a nawet kaczki nie szukały naszego towarzystwa, może było dla nich zbyt wcześnie i spały w najlepsze gdzieś w krzakach.


    Góry niczym zalotna dziewczyna przeglądały się w wodzie jak w lustrze:








 Co było dalej? Najpierw mozolna wędrówka na wypłaszczenie Doliny Jagnięcej.....




Widoki po osiągnięciu Jagnięcej Doliny są przednie, to Czerwony Staw a nad nim Jagnięcy Szczyt. Gdybym wiedziała, że to on a nie szczycik pierwszy od lewej który mylnie nazwałam jagnięcym.....





Za plecami Niżne Tatry




A obok pojawia się Łomnica ze swoim charakterystycznym budynkiem na szczycie.





Ścieżka pnie się lekko w górę mijając kolejne jeziorko






       Łańcuchy po drodze tak dały mi w kość, że nawet nie pomyślałam o zdjęciach na nich ale....potem było wspaniale :) Opuszczanie się w kominkach , wspinanie na głazach, górska zabawa :) A przede wszystkim rewelacyjne widoki na Tatry Wysokie, w tym także polskie.
   
      Ja wiem, że niektórzy już się ze mnie śmieją, bo zawsze gdziekolwiek jestem wypatruję Babiej Góry ale sami popatrzcie, to ona w towarzystwie pasma Policy po swojej prawej stronie i Pilska po lewej :)



Nie ma co opowiadać, powoli oglądaj i pomyśl,że tam jesteś :) Oto Tatry Wysokie :






Tatry Bielskie :







Moje towarzyszki :)



Pora schodzić. Podziwiamy Jagnięcą Dolinę z góry  a także Wielką Świstówkę na którą prowadzi charakterystyczny zygzakowaty szlak.







    
        Cały szlak gody polecenia, chociaż sprawił mi trochę trudności. Wymaga kondycji, dlatego czułam się bardzo zmęczona schodząc Doliną Białej Wody na parking, Zejście tą przecież łatwiutką trasą dłużyło mi się niemiłosiernie, kamyki uwierały ale czułam to co czuć najbardziej lubię w górach : to że spędziłam tam calutki dzień i mimo zmęczenia już tęsknię za nimi, za moim domem który kocham najbardziej. 

     Częściej niż nad Zielonym Stawem jestem tylko na Rusinowej Polanie. Czy warto powracać w te same miejsca? Jak najbardziej ! Podobnie jak nigdy nie wchodzi się do tej samej rzeki, tak nigdy nie jest tak samo w górach, nawet w miejscach często odwiedzanych. Jagnięcy Szczyt odwiedzę jeszcze raz z wielką przyjemnością :)

Oto jeszcze raz ON: moje ulubione zdjęcie z tamtego dnia :)




             



                                                                                                                                                                     









4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też nie wiedziałam, że usunięte komentarze widać,że są usunięte hahaha

      Usuń
  2. Fajnie poznawać nowe miejsca i fajnie mieć też takie stałe, w których człowiek czuje się jak w "domu". Fajnie mieć takie miejsca pod ręką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda. Cieszę się, że mieszkam w takim miejscu, gdzie mam blisko do domu :)

      Usuń