środa, 2 listopada 2016

Pieniny - Wysoka i refleksje nad zmarłymi



      Może niektórym wyda się dziwne, że Dzień Wszystkich Świętych spędzam w górach zamiast na cmentarzach, ale ja tam idę tego dnia właśnie dla kogoś kto pozostał w nich na zawsze.
Grobów ludzi którzy już odeszli mam na szczęście niewiele. Oczywiście członków rodziny na cmentarzach w różnych częściach Polski mam kilku ale jeśli mam być szczera, to nie łączyły mnie nigdy z nimi bliskie wspomnienia, więc nie czuję w sobie poczucia obowiązku, żeby jechać 120 albo 300 km na ich groby. Jeśli to jest dla kogoś obrazoburcze, to co mam rzecz na swoja obronę? oprócz tego, że umarli kilkadziesiąt lat temu i niewiele o nich wiem, albo nie utrzymywaliśmy kontaktów ze sobą za życia a wizyta na pogrzebie była ostatnią od wielu, wielu lat.
      Są trzy osoby dla mnie ważne, które nie żyją, których wspominam nie tylko z okazji tego święta i z którymi sobie rozmawiam czasami i bardzo za nimi tęsknię.

      Jadąc w Pieniny myślałam o nich tak, jakbym rozmawiała sobie z nimi. Nie wiem czy Wy też tak macie, ale ja czasem mówię do siebie, a czasem rozmawiam z tymi co już nie żyją a nadal mam ich w sercu. Zadaję pytania, mówię a zaraz potem przychodzą mi do głowy myśli - odpowiedzi. Gdy tak sobie powoli jechałam wspominałam na przykład czas kiedy babcia mieszkała z nami a mnie tak strasznie irytowało, że czeka na mnie w oknie gdy wracałam ze szkoły i przygotowywała obiad, żebym zjadła coś ciepłego po tylu godzinach lekcji. Miałam wtedy 12-13 lat i takie rzeczy na prawdę mnie wkurzały, bo na żadną z koleżanek nikt nie wyczekiwał w oknie. Zamiast się z tego cieszyć, czułam się jak dziecko potrzebujące opieki gdy moje koleżanki z kluczem na szyi dawały sobie radę same, były takie samodzielne. Teraz jak o tym myślę to jest mi autentycznie wstyd za moje szczenięce zachowanie i za to, że za mało czasu spędzałam z babcią - skarbnicą wszelkiej wiedzy literacko- historycznej, chociaż okazała mi baaaardzo dużo serca i czekała z ulubionym sernikiem kiedy wracałam do domu z wakacji...
       Wspominałam też moją teściową, najlepszą osobę pod słońcem, chyba bez wad, bo takowych nie zauważyłam ale jej opieka nad synusiem a moim mężem na początku wspólnego mieszkania bardzo mnie denerwowała. Teraz mój syn jest w wieku mojego męża gdy się pobieraliśmy i dzisiaj rozumiem, że po prostu dbała o swojego synka a nie myślała o tym że ja świeżo upieczona żona nie odbieram tego jako pomoc tylko niepotrzebne wtrącanie się. Na szczęście ona była wyrozumiała a ja wreszcie dojrzałam i żyłyśmy pod jednym dachem w zgodzie ponad 20 lat, nawet gdy jej syn stał się po drodze tylko ex mężem.
       Trzecią osobą jest oczywiście Krzysztof, z którym też dzisiaj pogadałam. Podarował mi życie zanim sam odszedł a ja zastanawiałam się dziś czy dałam mu wystarczająco dużo miłości, której tak mało miał w życiu żeby się mu odwdzięczyć za wszystko co dla mnie zrobił.

       Jechałam tym autem do Szczawnicy, gadałam z nimi , łzy mi płynęły po twarzy i czułam ich obecność przy sobie, i ich odpowiedzi. Nie jestem żadnym medium, po prostu staram się wsłuchiwać w siebie i świat wokół mnie. Oni są na pewno teraz energią doskonałą i moje niedoskonałości są teraz mało istotne i na pewno wybaczone.
       W ten dzień jak dziś nasz egoizm osiąga apogeum. Niby żal nam umarłych, myślimy że mogli jeszcze przecież pożyć, ale tak na prawdę to często przemawia przez nas zwykła złość i czasem żal do tych ludzi że odeszli, już nas nie potrzebują i zostawili po sobie pustkę.

        Dzień Zmarłych był smutny w tym roku. Pogoda dostosowała się do nastroju odwiedzających cmentarze, było bez wiatru, cisza, spokój, prawie brak ludzi na szlaku. Czasami tylko pojedyncze promienie słoneczne nieśmiało przebijały się przez cienką warstwę chmur.
W ciągu dnia nawet troszkę padało natomiast to co się działo w czasie powrotu wieczorem do domu przeszło wszelkie moje oczekiwania co do zachodów słońca. Miałam wrażenie, że nagle zniknęły wszystkie chmury zasłaniające Tatry przez cały dzień. Tylko gdzieniegdzie lekkie chmury wyglądające jak welony - delikatnie, czule niemalże muskały szczyty gór. Chmury -welony widziałam do tej pory tylko na zdjęciach i myślałam, że to efekt fotoszopa a tu taka niespodzianka :) one bywają na prawdę !!! Słońce zachodziło spektakularnie barwiąc niebo i pozostałe jeszcze szczątki chmur na pomarańczowo a potem purpurowo, fioletowo... Niestety nie mam żadnego zdjęcia tego cudu, bo obserwowałam to jadąc samochodem ale zostanie to w mojej zawodnej pamięci mam nadzieję na zawsze. Patrzyłam na to cała w zachwycie i przyszło mi do głowy, że jeśli nasze życie kończy się tak jak ten dzień to nie ma o co się martwić, ani płakać a wręcz trzeba się cieszyć z tego, że nasi bliscy są już w doskonałym świecie.

    Ale może teraz parę słów o wycieczce. Nie była wprawdzie zbyt spektakularna czy wyjątkowa ale cieszyłam się nią jak dziecko. Nie byłam w górach już ponad miesiąc i strasznie tęskniłam za wyjściem. Wiedziałam, że choćby padało pójdę, bo bardzo tęsknię a z drugiej strony miałam cichą nadzieję że prognozy będą pomyślne na tyle żeby nie rozważać nawet rezygnacji z wyjścia ;)

Najpierw wyjście wygodną drogą do schroniska pod Durbaszką. Szłam tędy drugi raz. To niesamowicie piękna droga, którą polecam nawet dla tych którzy nie lubią się za bardzo męczyć. 30 min spacerkiem i jest się już w malowniczo położonym schronisku gdzie można napić się herbaty i odpocząć, zejść tą samą drogą albo pójść na rozstaje dróg i wyruszyć w stronę Szczawnicy albo wręcz przeciwnie na Wysoką jak ja :)





Jesień powoli przegrywa z zimą, im wyżej tym częściej pojawiają się ślady zimy.




Droga może nie jest zbyt wygodna przez opadłe liście, jest też trochę błota po ostatnich deszczach i na dość stromych odcinkach szlaku trzeba bardzo uważać ale nie jest źle :) Gdy docieram na Wysoką liczą się tylko widoki :) Tatry wprawdzie skrywają się w chmurach ale pozostała część świata i tak wprawia mnie w niebywałą radość po tak długiej rozłące.






Zapaliłam tam świeczkę dla tych którzy zostali w górach na zawsze, posiedziałam, podumałam, pozachwycałam się kolorami i ruszyłam dalej. Zejście po błotnistej stromiźnie było utrudnione ale dwa kijki i drzewa po drodze których się łapałam pozwoliły mi cało i w miarę czysto zejść na dół. W miarę czysto, bo na razie byłam ubłocona tylko do kostek ;)
Oj bardzo lubię tą część trasy :






Pięknie to wszystko wygląda na zdjęciach : przypruszona ziemia śniegiem niczym cukrem pudrem, wyraźnie wytyczona ścieżka, piękne kolory jesieni ...... a popatrzcie jak wyglądał szlak :)




I to cały czas. Miejscami udawało się obejść błoto bokiem ale większość trasy trzeba było przejść zanurzając się w śliską breję :) Przez to szłam bardzo wolno i uważnie. Już nie myślałam ani o zmarłych ani o pogodzie - nawet nie wiem kiedy zaczęło padać. Uważnie stawiałam krok za krokiem zwłaszcza że czekało mnie dość długie, strome, gładkie zejście leśną drogą. Nie wiem jak to się stało, że zsunęłam się delikatnie w to błocko jak zimą w śnieg i nie mogłam zahamować tylko zjeżdżałam coraz niżej. Po drodze zgubiłam jeden z kijków, więc na domiar złego musiałam jeszcze raz wejść na górę i zejść tym razem na własnych nogach. 
Oto efekty mojej "zabawy" hahaha:



      Zobaczyłam drogę biegnącą w lewo i myśląc że to zejście do rezerwatu Białej Wody poszłam nią. Pomyliłam się - to była zwykła leśna droga, buty człapały chlup, chlup z każdym krokiem przybierając nowy kilogram świeżej gliny doklejonej do podeszwy :) 



W odróżnieniu do miasta gdzie nigdy nie wiem skąd przyszłam i w którą stronę mam dalej iść w górach i lesie mam dość dobrą orientację w terenie. 


Na przełaj przez łąki i zagajniki doszłam do wyciągu Homole, skąd miałam już całkiem blisko do auta. Jeszcze tylko przejść przez Jaworki - to też było wyzwanie. Ludzie w eleganckich płaszczach, idący na cmentarze i ja uciorana po szyję w błocie jakby nie szanująca powagi dnia. Głowa w górę i jakby nikogo nie było dumna szłam przed siebie
Szczęśliwa dotarłam do auta, znalazłam sposób, by nie upaprać wszystkiego błotem i bardzo zadowolona z dnia wracałam do domu.

Tego było mi trzeba :)

2 komentarze:

  1. Joanna,jak zwykle w najwyższej formie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję i cieszę się,że moimi refleksjami mogę komuś miło zająć kilka minut życia :)

      Usuń