piątek, 18 listopada 2016

Spacer we mgle

    


      Co to się porobiło z prognozami pogody !?!?!? Od jakiegoś czasu w ogóle nie można na nie liczyć! Tak starannie wybierałam wolny dzień, by trafić na pewne okno pogodowe. Jeszcze tydzień wcześniej według prognoz pogodowych miało być pięknie we wtorek, środę i czwartek. Środa moim zdaniem MUSIAŁA wypalić okienkiem pogodowym nawet gdyby w ciągu tygodnia miało się coś zmienić, to przecież ten środkowy dzień powinien być pierwszym albo ostatnim z pięknych dni a tu.......


      Czy to super- księżyc wszystko poprzestawiał swoja mocą przyciągania, odpychania i wszelakich zmian ??? (Swoją drogą ten księżyc potrafi nieźle namieszać : ma wpływ na morza, przypływy, odpływy, sen, samopoczucie, podobno także na świeżość potraw które omiata swoimi promieniami. Ciekawa jestem czy ktoś tak porządnie, z perspektywy różnych zdarzeń zbadał go i opisał ???? )

      Już w niedzielę było wiadomo, że ta środa jest nieaktualna, to znaczy środa jako dzień będzie jak każdego tygodnia tylko prognozy opadów, temperatury, nasłonecznienia zmieniły się diametralnie. Idzie odwilż a z nią opady deszczu :(  Nie pomogła rozpaczliwa prośba o zamienienie się dniami pracy. Słoneczny, wspaniały wtorek spędziłam w pracy tęsknie spoglądając w kierunku niebieskiego nieba widocznego przez zakratowane okienko ..... Serce mi pękało, złość ogarniała, poczucie krzywdy, niewolnictwa, niespełnienia. Pragnienie, by rzucić wszystko , po prostu zdjąć robocze ciuchy, prasnąć nimi o podłogę i wyjechać w stronę słońca. Płakałam do wewnątrz, masakra.....jak to bolało!!!! Ale jeszcze miałam nadzieję, że następny dzień chociaż do południa będzie przypominał ten wtorkowy cud.....

      Obudziłam się o świcie, zdesperowana, że wyjadę niezależnie od pogody i tak zrobiłam. Deszcz lał po drodze a ja znowu płakałam z bezsilności....tyle czekałam, tyle dni czekałam na ten dzień. Poprzednie moje wolne dni były szare, pochmurne i ten też niestety taki był.... Czyżby słońce zgasło nade mną? Na szczęście im bliżej byłam celu mojej drogi tym opadów było mniej aż zanikły zupełnie. 


     Szłam sobie zaśnieżonym szlakiem, chmury bardzo nisko otulały nie tylko szczyt Babiej Góry ale także poniższe górki i wzniesienia. Było cichutko, spokojnie, im wyżej wchodziłam tym mgła stawała się gęstsza...właściwie to nie mgła tylko chmura. To ona otulała cały świat niczym woal. Już wiedziałam, że nie dojdę na szczyt, że będę iść wolno tak daleko jak daleko sięga las. Nie było sensu iść dalej na oślep. Nie było widać nic: ani szlaku, ani szczytu. Nie zauważyłam żadnych śladów poza tymi pozostawionymi przez zwierzęta. Było spokojnie, wspaniale i dotarło do mnie że takiego wyciszenia mi trzeba.Żadnych ludzi na szlaku, śnieg i mleko mgły oślepiały, zapragnęłam przysiąść i dać się objąć, otulić Matce Naturze, poczuć się jej częścią. Szkoda że w tej sielankowej, magicznej scenerii pojawił się jak w każdej bajce czarny charakter ..... raz po raz słychać było strzały :( Nie rozumiem jak można było pozwolić na odstrzał zwierząt na terenie parku narodowego!!! Na skraju polany widziałam ambonę którą miałam ochotę przewrócić, podpalić.... Niesprawiedliwa rzeczywistość znowu mnie dopadła.

    Mimo wszystko, mimo moich nadziei pogodowych i widokowych to był wspaniały dzień.... szkoda, że tak krótki. Mam nadzieję,że przyjdzie taki czas,że będę wolnym człowiekiem niezależnym od innych. To jest jedyny powód dla którego z nadzieją i radością pójdę jutro i pojutrze do pracy a nawet za tydzień i za miesiąc, bo mam nadzieję, że dzięki temu za jakiś niezbyt daleki czas będę mogła odwrócić role i traktować pracę jako kaprys a wolność podróżowania i spełniania się jako normę :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz