niedziela, 12 marca 2017

Myśli kołaczą się w głowie....



 






       Odkąd pamiętam myśli zawsze zajmowały moją uwagę. Nigdy się nie nudziłam, nie tylko dlatego, że zawsze umiałam znaleźć sobie zajęcie ale przede wszystkim dlatego, że dużo myślałam. 


      Sądziłam, że to jest moją zaletą ale ostatnio czytając książkę Potęga Teraźniejszości przeczytałam coś co sugeruje, że się mylę. Zbyt intensywne myślenie i skupienie się na "głosach " ( niekoniecznie schizofrenicznych :) ) w głowie może znacznie zakłócać możliwość prawidłowego postrzegania otaczającego świata. Coś w tym jest..... skupiając się na natrętnych myślach często zakręcamy się wokół jednej z nich i nie dopuszczamy do głosu obiektywnego osądu. To prosta droga do tzw "nakręcania " się albo zacietrzewiania. Mój znajomy nazywał to też "kręceniem filmów", bo w pewnym momencie wychodzimy poza to co było a dane zdarzenie zaczyna obrastać w historie przez nas wymyślone a przecież tak bardzo prawdopodobne, w które zaczynamy wierzyć. Nie prowadzi to do dobrych rozwiązań.....W książce radzono pozbywać się myśli chociaż na chwilę, tak długo jak się tylko da .... na początku na chwilę, potem podobno udaje się osiągać nawet dość długie okresy kiedy oczyszczamy swój umysł stając się obserwatorem swoich myśli. W ten sposób mamy szansę na bardziej racjonalną ocenę, pozbycie się wpływów przeszłości oraz przyszłości na temat danej myśli i skupienie się na tym co jest tu i teraz.... stąd potęga teraźniejszości. 

     Czy na tym polega medytacja?
    
     Temat mnie bardzo zainteresował, książka jest jeszcze nie przeczytana, właściwe to poznałam dopiero jej początek, ale nie da się jej połknąć jak powieść. Ona wymusza to, by zatrzymać się i pomyśleć nad tym co się przeczytało. Tylko czy to nie jest w sprzeczności z zasadą by myśleć mniej???? ;)
       To oczywiście retoryczne pytanie :) Nie chodzi przecież o to by nie myśleć wcale, ale o to by nauczyć się kierunkować swoje myśli tak by odnajdywały rozwiązanie np. problemu a nie wyolbrzymiały go bez potrzeby. Jak stać się własnym obserwatorem? To bardzo proste i trudne zarazem. Skupić się na tym co jest teraz, na własnym oddechu, śpiewie ptaków teraz wiosną, na zapachu, powiewie wiatru. Krótko mówiąc skupić wszystkie swoje zmysły na tym co nas otacza. Kiedyś już próbowałam tej metody przy nauce wdzięczności i bardzo lubiłam te chwile. Wykorzystywałam na to czas przejścia z domu do pracy. To niesamowite przeżycie odbierać bodźce  nie oceniając ich. Chodzi o to by słyszeć szum uliczny ale nie narzekać na korki, czuć zapach / smród dymu i nie myśleć o tym że to smog, wystawić twarz do słońca i skupić się na ciepłych promieniach, a może właśnie pada deszcz i dać sobie odczuć przyjemność dotyku kropli spadających na buzię. Tu i teraz, obserwować nie oceniać....polecam z całego serca :)
Od jakiegoś czasu myślę sobie o tym czym jest medytacja, nigdy świadomie nie medytowałam a może to jest własnie to??? Medytuję nie wiedząc o tym? Muszę się tym bliżej zainteresować :) 


Na razie idę czytać ciąg dalszy Potęgi Teraźniejszości :) a wiosenne zdjęcie na początku wpisu to taki przykład kiedy zwykły spacer 5 minut od mojego domu może przynieść tak dużo bodźców: piękno Tatr, zapach kwiecia na drzewie, słońce padające na mnie i delikatny, ciepły wietrzyk. Już niedługo będzie to moim udziałem, chociaż dokładnie pamiętam tę chwilę sprzed roku gdy robiłam to zdjęcie. Dziś skupiałam się na innych doznaniach: teksturze pieczonej cykorii, cichutkim szmerze sypiącego śniegu, który wyglądał jak kaszka manna i dlatego wydawał taki dźwięk spadając na taras, jednostajnej szarości nieba, cieple psa na kolanach, zapachu owocowo - cynamonowej herbaty. Warto spróbować a potem chce się więcej i dłużej tego oderwania od natrętnych myśli np. o pracy albo problemie do rozwiązania. Lepiej odpocząć przy tak zwyczajnych doznaniach a potem uwolniony i spokojny umysł sam znajduje rozwiązania nurtujących nas spraw.

cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz