czwartek, 4 maja 2017

Jeść, czy nie jeść oto jest pytanie ;)



      Tak hucznie zapowiedziałam rozpoczęcie głodówki i co się teraz dzieje ?


        Dzieje się bardzo dobrze. Rozpoczęliśmy z Konradem głodówkę w piątek. Okazało się to być znacznie trudniejszym wyzwaniem niż się spodziewaliśmy. Konrad odpadł w sobotę w południe. Poszedł na spacer i wrócił z awokado, chlebem i burakami :) No cóż, ja szłam nadal w zaparte, a raczej w post o samej wodzie. Czułam się bardzo dobrze, chociaż zaczęła mnie boleć głowa, a na języku dużo wcześniej niż się spodziewałam pojawił się nalot, powodujący poczucie ciągłego pragnienia, którego nie zaspokajały szklanice wody. 

      Żeby mi się ta woda tak szybko nie znudziła serwowałam ją sobie na różne sposoby :) rozlewałam do różnych szklanek, gorącą piłam z kubka a raz nawet nalałam ją do dzbanuszka i popijałam małymi łyczkami z filiżanki niczym herbatkę. Minął drugi dzień, czułam się coraz słabsza, ale nawet nie bardzo głodna. Nastawienie miałam bardzo pozytywne, więc słabość była raczej oczekiwana a nie zniechęcająca. Wiedziałam z poprzedniego razu, że po załamaniu przychodzi euforia. Trzeciego dnia miałam kryzys. Głowa pulsowała migrenowym bólem, a mięśnie ud tak mi dokuczały jakbym przebiegła maraton. W dodatku nie mogłam w nocy spać, budziłam się co kilka godzin z bólu, pragnienia, gorąca, zimna, niewygody. Nie martwiłam się tym zbytnio, bo cały czas czytałam o poście, rozmawiałam z ludźmi z grupy wsparcia na facebooku i wiedziałam, że to oznaka tego, że mój organizm naprawia się, a te  bóle to nic innego jak wypływ ohydnych toksyn ze mnie, które powodowały, że czułam się od tygodni obolała i ociężała. Zaczęłam się mocno zastanawiać co dalej, przecież za dwa dni mam iść do pracy, czy ja dam radę w takim stanie pracować ????
      

        Rozmawiałam z przyjaciółkami i doszłam do wniosku, że niestety nie. Nawet godzinny powolny spacer powodował u mnie ogromne zmęczenie. Trzeba zatem zmodyfikować moje plany i zacząć jeść - pomyślałam. To przecież nie jedyny sposób na detoks organizmu. Najbliższy mojemu sposobowi życia  i wegańskiego jedzenia okazał się być post doktor Ewy Dąbrowskiej, która nawet zaleca poprzedzenie jej postu okresową głodówką. Zatem płynnie od niejedzenia przeszłam do diety owocowo- warzywnej, która polega na jedzeniu określonych warzyw i owoców przez okres 14-42 dni w celu oczyszczenia organizmu. Nie będę ukrywać, że skutek uboczny w postaci ubytku masy ciała ( chudnięcie mówiąc wprost :) jest bardzo mile widziany :)

      Czwartego dnia było już postanowione - koniec głodowania. Wstałam, wypiłam sok grapefruitowy rozcieńczony wodą......co za smak !!!! W lodówce nie miałam zbyt wiele jedzenia, przecież miałam nie jeść, więc nie robiłam zakupów ale znalazłam 4 małe buraki i marchewkę. Ugotowałam je z przyprawami takimi jak do barszczu i zmiksowałam.....o boziu jakie to było dobre !!!!! Ambrozja to mało powiedziane, to było najlepsze co jadłam od bardzo dawna. Konrad przyszedł, spróbował i ocenił jako wodniste i mało smakowe a ja czułam moc pieprzu, majeranku, ostrość czosnku, słodycz buraków.....och, warto głodować dla takiego odkrycia :) Jak za dotknięciem różdżki odeszła mnie wcześniejsza słabość, rozpierała energia i radość. Poszliśmy rodzinnie w góry :) Nie powiem, że śmigałam jak kozica, co to to nie. Nawet trzy dni niejedzenia osłabia na tyle, że każde podejście jest okupione zawałowym biciem serca, ale za to pogoda była tak cuda, a widoki wybitne, że stanowiły doskonały pretekst do chwili odpoczynku i zrobienia kilku zdjęć :)

















     Drugi dzień na poście owocowo-warzywnym spędziłam w pracy. Moja forma była wzorowa, praca sprawiała mi wielką przyjemność, czułam się świetnie mimo, że za cały posiłek miałam zupę warzywną, jabłko, sok jabłkowy i pomarańczowy i sałatkę bez śladu tłuszczu czy cukru a byłam najedzona i lekka. 


    Dziś, trzeciego dnia postu Dąbrowskiej ugotowałam sobie bigos, cały gar bigosu ....ale on dobry !!!! myślałam, że poporcjuję go i zamrożę jak mi przyjdzie na niego ochota innego dnia ale ....chyba nie dotrwa ostygnięcia ;) 

      Co mi dało 3 dni głodówki? Dało mi to na czym zależało mi najbardziej. Już zupełnie nie dokucza mi obity upadkiem w górach bok. Na prawdę wystarczyły te trzy dni i już mogę normalnie wstawać, kichać, śmiać się. Nie głodowałam na tyle długo, żeby zauważyć znaczną poprawę w stanach zapalnych, ale post Dąbrowskiej działa podobne, to znaczy zmusza organizm do odżywiania wewnętrznego, tylko że z powodu dostarczania pokarmu działa dużo wolniej naprawczo od samej głodówki. Dam sobie czas.

     I stało się coś jeszcze jednego, bardzo ważnego :) Mam w sobie tyle energii, lekkości, zapału, że mogłabym góry przenosić. Znika dawna ociężałość. Jem surowe i gotowane warzywa, każdy posiłek smakuje mi wybornie, jem do syta a jednak czuję się lekko i radośnie. I te smaki. Och...to jedzenie tak mi teraz smakuje !!!!


     Dawno temu odchudzałam się właściwie ciągle. Co rusz korzystałam z nowej diety cud, aż wreszcie w efekcie jojo przytyłam tak, że zaniechałam na lata walki o szczupłą sylwetkę. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :) Zaakceptowałam siebie i swój wygląd oraz zbędny balaścik i przestałam się zamęczać samobiczowaniem.Teraz po raz pierwszy od jakiś 5 lat postanowiłam znowu zawalczyć. Chcę w tym roku przejść metamorfozę i schudnąć przynajmniej 10 kg. Czuję się bardzo zmotywowana i mam wielką ochotę biegać, ćwiczyć, rozciągać się. To niewątpliwie zasługa tych kilku dni, dzięki którym czuję się fantastycznie a wiem że mogę jeszcze lepiej :)

     Cudownie znów czuć czyste smaki, delektować się prostym jedzeniem i doskonałością smaku jabłka czy kapusty. Dla tego wrażenia warto było nie jeść nic te trzy dni, to przecież tylko trzy dni a nie wieczność cała. Tym bardziej wiem, jak dobre jest okresowe głodzenie się - chociaż przez jeden dzień - żeby jedzenie było ogromną przyjemnością, tak doskonałą radością jaka może być tylko po wyczyszczeniu kubków smakowych z toksyn sztucznego marketowego jedzenia, na które jesteśmy przynajmniej w części skazani :)






      Mam nadzieję, że to piękne zdjęcie będzie za jakiś czas podpisane "przed" a obok w tym samym miejscu zrobię sobie zdjęcie "po". Oby Tatry też były tak ślicznie widoczne :)


2 komentarze:

  1. Gratuluję Asiu słuszna decyzja bez umartwiania też osiągniesz cel.Oczyszczenie organizmu i spadek wagi będzie przebiegał wolniej ale mniej drastycznie. Ważne jest ,że już lepiej się czujesz i masz dużo energii .Trzymam kciuki i czekam na upragnione efekty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj mam nadzieję,że będę miała co relacjonować :) Jestem dobrej myśli i bardzo zmotywowana :)

      Usuń