piątek, 29 lipca 2016

GSB w stronę Babiej Góry, relacji cz III.




               Następny nocleg zaplanowałam jak najbliżej Babiej Góry. To ona była planem na następny dzień. Nogi już mi zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Codziennie mokre stopy pokrywały się powoli siecią bolących miejsc. Dobrze, że ciężar plecaka już nie przeszkadzał, mięśnie i ścięgna nie dokuczały. Jednak z moja kondycją nie jest najgorzej pomyślałam :). Tego wieczoru robiło się już późno a ja nie mogłam znaleźć odpowiedniego miejsca na namiot. Jak już znalazłam kawałek łąki to był bardzo nasiąknięty wodą i nie uśmiechało mi się nocować w kałuży ani sprawdzać, czy mój namiot jest na pewno tak wodoodporny jak zapewnia producent.

GSB cz.II



                                       Idę dalej czerwonym szlakiem.
           Nie należę do osób, które jakoś szczególnie lubują się w zbieraniu runa leśnego, maliny i jeżyny uwielbiam ale te krzaki kłują, a owoce często bywają już zamieszkane przez robaczki.

        Borówki za to tak plamią palce, że wystarczy kilka okrąglutkich owocków zebrać, żeby dłonie przypominały paluszki siedmiolatka, który po raz pierwszy pisze piórem koślawe literki alfabetu…

          A poza tym trzeba się po nie mocno schylić lub kucnąć a moje zbieranie wygląda mniej więcej tak: jedna borówka do słoiczka dwie do buzi, więc jakoś ich w słoiku nie przybywa za szybko, wtedy wystarczy przechylić naczynie i wsypać wszystko do buzi. Radość smakowa wielka ale z przetworów albo jagodzianek nici ;)

Pierwsze dni na GSB



                             Pierwsze dni beskidzkiej drogi
    Jeszcze wczoraj bawiłam się w Ostravie na koncercie Rojka a teraz z plecakiem pełnym samych potrzebnych rzeczy wyruszam przed siebie. Z jednej strony się cieszę ale z drugiej smutno mi bardzo. Rozstałam się z Adą i widzę, że jej też jest smutno ….nawet proponuje żebym zrezygnowała z wyjścia, bo tak leje i zimno jest i przecież będzie to zrozumiałe dla wszystkich i dla mojego sumienia też jeśli odłożę to wyjście na inny termin, może nigdy tam nie pójdę, bo po co aż tak daleko, tak długo sama ……ale mnie ciągnie na ten szlak, w ten nieznany mi rejon beskidzki.

Główny Szlak Beskidzki czas zacząć




GSB
Główny Szlak Beskidzki to najdłuższy polski szlak turystyczny, oznakowany czerwonym kolorem. Jego długość to ok. 500 km i biegnie od Ustronia w Beskidzie Śląskim aż do Wołosatego w Bieszczadach. Prowadzi przez większość beskidzkich pasm, ma kilkudziesięcioletnią tradycję i stanowi nie lada wyzwanie kondycyjne i organizacyjne. Pierwotnie obejmował także część Bieszczad ukraińskich ale wraz ze zmianą granic państwowych po II wojnie światowej został znacznie skrócony.
Dlaczego postanowiłam pójść tym szlakiem? Zupełny przypadek….

Dlaczego piszę ?




                                           Dlaczego zaczęłam pisać bloga ?
     Zawsze lubiłam pisać. Chodziłam do szkoły w czasach, kiedy pisało się sporo wypracowań zarówno jako prace domowe jak i sprawdzenie wiadomości na tzw klasówkach. Na ogół dotyczyły znajomości lektury albo okresu literackiego a w liceum bywały tematy bardziej przekrojowe, zwłaszcza w klasie maturalnej. Nigdy nie sprawiało mi to trudności jeśli chodzi o zawartość merytoryczną, natomiast miałam ogromne problemy z ortografią, stąd wielokrotnie dostawałam podwójne oceny : za treść i za ortografię. Jak się można domyśleć z ortografii dwója   :cry: .
       W ten sposób trochę zraziłam się do pisania, bo jak pisać sadząc takie oczywiste byki????
         Na szczęście w czasach internetu i komputerów sprawdzających pisownię ten problem już prawie nie istnieje a i moja ortografia jest od jakiegoś czasu znacznie lepsza :-)

Przyjaciele






        Powiedzenie o kimś, że jest przyjacielem to chyba jeszcze rzadsze wydarzenie niż miłość.
Tak…. tak myślę….. ten ktoś, kogo kochamy powinien być przyjacielem, ale czy tak jest? O Miłość dbamy delikatnie, nie pozwalamy sobie na zranienia niechcący, a przyjaciel zrozumie więcej bo nie jest aż tak zaangażowany emocjonalnie, przyjacielowi możemy powiedzieć, powierzyć wszystko. Miłości boimy się zranić, więc istnieje tu delikatna cenzura.

Stało się





         26 maja moje życie zmieniło się po raz kolejny. Tym razem to była gwałtowna zmiana. Tego dnia Krzyś wyszedł na wycieczkę w Pireneje z której już miał nigdy nie powrócić. Po trzech tygodniach wiedziałam to na pewno, kolejny tydzień później pożegnałam go w Millau na pd Francji gdzie spoczywają jego szczątki a kolejny rok później, kiedy pojechałam na wycieczkę sentymentalną, gdy zobaczyłam jego grób – nagrobek po prostu….wtedy dopiero zrozumiałam, że on NA PRAWDĘ nie żyje.

To od niego wszystko się zaczęło....









            10 kwietnia 1973 roku urodził się Krzysztof, który zmienił moje życie.
Jakie to dziwne jest, żyjemy sobie spokojnie, jesteśmy z tego życia zadowoleni a czasem wręcz przeciwnie i nagle BUM! ………. Zjawia się ktoś kto bez namawiania, przekonywania, zwracania uwagi na jakość  życia,ot tak….zmienia moje życie o 180 stopni po prostu będąc. Zaskakuje niemal dziecięcą logiką, uśmiechem zawsze i dla każdego, spokojem, opanowaniem, radością, zwariowanymi pomysłami na życie, pewnością jak ono ma wyglądać, beztroską a w tym wszystkim jednak dużą odpowiedzialnością.Coś takiego nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło. Takiej osoby nigdy wcześniej nie poznałam.