sobota, 17 września 2016

Kościelec i mijające lata....




      Dzisiaj będzie opowieść o Kościelcu ale nie tylko. Jak zwykle, nie będę się wymądrzać na temat szczegółowej topografii szlaku i co konkretnie z niego widać, bo niestety nie znam się na tym tak dobrze jak przewodnicy górscy. Znam tylko te szczyty na których byłam i na które mogę wejść. A to przecież tylko część tatrzańskiego bogactwa. Wczoraj na szczycie Kościelca poznałam niezwykłą osobę - pana 78 letniego, który spokojnie sobie tam siedział, gdy inni, dużo młodsi narzekali na trudy wejścia, zwłaszcza w ostatnim etapie przed samym szczytem.

     To spotkanie, rozmowa, po raz kolejny zainspirowało mnie do przemyśleń na ile wiek ma znaczenie. Tamten pan mimo swojego przecież zaawansowanego wieku mieszka sobie drugi tydzień w schronisku Murowaniec i codziennie przechadza się po pobliskich szczytach. W piątek spotkałam go na Kościelcu, ale dzień wcześniej poszedł na Zawrat a z niego przez Kozią Przełęcz wrócił do miejsca noclegu. Dwa razy w ciągu tego czasu przeszedł Orlą Perć, był oczywiście także na Świnicy i Czerwonych Wierchach. Spokojnie, bez selfi -zdjęć, wypasionego sprzętu..... 
     Kilka tygodni wcześniej będąc na Giewoncie spotkałam jeszcze starszego pana, który był już po 80- tce , Giewont zdobył szósty raz a przyszedł na niego z Doliny Kościeliskiej....to na prawdę długa trasa!!!
     Kilka miesięcy temu internet obiegło zdjęcie 72 letniej tarnowianki , która ukończyła bieg z Kuźnic na Kasprowy Wierch w 1,5 godziny. Jakim było dla mnie zaskoczeniem, kiedy dowiedziałam się, że zaczęła biegać po 50-tce !!! i biega nie tylko biegi górskie ale także maratony :)
     Jakże często słyszę tłumaczenie :
- jestem na to za stara
- to dla młodych
- w tym wieku ?
- jak na ten wiek itp itd.
    Czy mając 70 lat jest się za starym na życie? Życie może być zaawansowane, ale czy także przeterminowane? Chyba nie  .... na pewno nie !!!
Tylko od nas samych zależy, czy jesteśmy na coś za starzy: na wyjście na Kościelec, czy przebiegniecie maratonu albo zakochanie się. ( ten temat jest wart rozwinięcia co niewątpliwie uczynię wkrótce :)

      To teraz o mojej przygodzie z Kościelcem słów kilka. Oczywiście był to szczyt na który zawsze chciałam się wspiąć. Zawsze....no nie od kilkudziesięciu lat, co to to nie - bo przecież pierwszy raz zobaczyłam go 4 lata temu, ale już wtedy patrzyłam w jego kierunku z pokorą myśląc, że nie dam rady. Przecież jest tak strasznie stromy! Widać go z mojego miasta. Często spaceruję wzdłuż Dunajca albo w okolicach lotniska w Nowym Targu i gdy jest ładna pogoda widać stąd całą panoramę Tatr i Kościelec jest także widoczny. Wydaje się być niedostępny, wcinający się w Dolinę Gąsienicową swoim Małym Odpowienikiem, na który wiedzie tylko jeden szlak z przełęczy Karb. Słyszy się o wypadkach na nim i o panice tych którzy musieli zawracać przed szczytem, bo On ich nie wpuścił. Mokra skała latem, zamarznięta rosa jesiennym porankiem skutecznie potrafią zablokować drogę na szczyt. I tak a'propos starości marzył mi się ten Kościelec zanim się zestarzeję i wejście tam stanie się niemożliwe. Tak samo myślałam zresztą o Orlej Perci i grani Rohaczy ale już tak nie myślę. Nie od mojego wieku będzie zależało, czy tam kiedykolwiek pójdę tylko od mojej kondycji, determinacji i wytrwałości. 

   Ale powróćmy do wycieczki. Start w Kuźnicach, potem przejście moją ulubioną elficką Dolinką Jaworzynki na Przełęcz miedzy Kopami i dalej na Halę Gąsienicową. Kościelec swoją nazwę wziął ze swojego strzelistego kształtu przypominającego gotycki kościół. Jego charakterystyczny kształt zawsze wypatruję i robię mu zdjęcia. Jest bardziej obfotografowany niż jakikolwiek inny szczyt na jakim byłam. Pewnie dlatego, że tak pięknie wygląda ze swoim zielonym Małym imiennikiem . Mnie bardziej niż kościół przypomina kształtem Matterhorn.





Jest 8,30 i poranne promienie słońca rozgrzewają Dolinę swoimi oślepiającymi promieniami.
Idę dalej, nie zatrzymuję się dłużej niż tylko na małą sesję zdjęciową. Spieszy mi się na to kamieniste zbocze. Zrobię sobie przystanek przy Czarnym Stawie Gąsienicowym. Kościelec już nie znika z zasięgu wzroku aż do końca szlaku.


 Taka kamienista droga prowadzi nad Czarny Staw z którego ścieżka zakosami prowadzi na Przełęcz Karb


Widoki  są niesamowite :) Tylko z Kościelca widać wszystkie jeziora Doliny Gąsienicowej 
a ponad to Kasprowy Wierch, Giewont.......i wiele innych niewidocznych  na zdjęciu.



Teraz rozpoczyna się zabawa :)
Okazuje się, że szlak nie jest tak stromy jak się wydaje z dołu a to dlatego, że biegnie zakosami od jednej do drugiej krawędzi.  Trzeba przedrzeć się przez kamienie. 





Czasem trzeba wspiąć się takim kominkiem:


Albo przejść kilka kroków po skale


Ale w sumie nie jest trudno i na dodatek mamy wspaniałe widoki raz na Czarny Staw Gąsienicowy i Granaty albo na drugą stronę w kierunku zachodnim.






Pytam schodzącego mężczyznę, który mnie wyprzedził jeszcze w Dolinie Jaworzynki jak się ma sprawa na tym strasznym miejscu, gdzie podobno lita skała wysoka na 7 metrów bez podparcia a on mówi że to już niedługo i na małpkę trzeba wchodzić.......hmmm, ok :) zobaczymy....

Oto te straszne miejsca :
z dołu :

a tak wygląda z góry:


i jeszcze jedno miejsce pod samym szczytem




       Nie jest tak źle :) ale miałam idealne warunki , suche skały do których moje buty przyczepiały się doskonale, wiele miejsc gdzie można się podciągnąć na rękach. W dół jest troszkę trudniej zwłaszcza na początku ale potem powolutku zsunęłam się na pupie i bez problemów przebyłam to newralgiczne miejsce. 

      Widok na szczycie jest niesamowity!!!!  Z jednej strony Granaty, Orla Perć, Czarny i Zmarzły Staw i szlaki na Zawrat, Kozią Przełęcz i Zadni Granat. Z drugiej Świnica, Zachodnie Tatry i niezliczona ilość większych i mniejszych stawów w Dolinie. Coś niesamowitego ! Nie spodziewałam się, że aż tak pięknie jest na samym szczycie :)





Niewiele osób wie, że w 1909 r. kiedy zadecydowano o przeniesieniu prochów Juliusza Słowackiego do ojczyzny w Polsce zawrzało. Rozgorzała dyskusja gdzie powinny spocząć jego szczątki. 
Oto co zaproponował w tej sprawie Stefan Żeromski : 

Oddawna pisarze nasi wskazywali na Tatry, jako na grobowiec JULIUSZA SŁOWACKIEGO. Doradzał to Henryk Sienkiewicz, Stanisław Witkiewicz, Tadeusz Miciński, Maciej Szukiewicz i inni. Różniono się tylko w wyborze miejsca. Obecnie, po gruntownem zbadaniu i rozważeniu sprawy przez znawców Tatr, przyszliśmy do przeświadczenia, że na taki grobowiec nadaje się najbardziej piramida granitowa turni Kościelca nad Czarnym Stawem. W zachodniej stromej jej ścianie, na dwieście metrów ponad Czarnym Stawem, a więc w połowie niemal wysokości góry, znajduje się w granitowej caliznie olbrzymia wnęka o ośmdziesięciu metrach wysokości i znacznej głębokości, gdzie wskutek naturalnego w szczycie odchylenia nie spadają lawiny i piarg się nie osypuje. — W tej tatrzańskiej kaplicy należałoby, według planu powołanych artystów, wykuć w granicie katakumbę, w niej z tegoż granitu wielki sarkofag, całą pieczarę zawrzeć kratą z żelaza lub bronzu i wyciosać do całego grobowca prowadzące monumentalne schody — od ścieżki, która do wnęki tej zmierza. — Praca około wykucia grobowca — z funduszów, które na sprowadzenie zwłok poety zebrała młodzież akademicka — winnaby się zacząć jaknajrychlej, a cały grobowiec może być dziełem paru miesięcy.


Juliusz Słowacki spoczął jednak ostatecznie na Wawelu.




      Po rozmowie ze starszym panem, który zdecydował zostać jeszcze trochę na szczycie postanawiam schodzić. Nie było to trudne, powolutku, ostrożnie bez dramatów i strachu. Widoki cudowne aż żal schodzić zbyt szybko. Kieruję się na drugą stronę Kościelca mając nadzieję na chwilkę zapomnienia i lenistwa nad którymś ze stawów.







 To jeszcze nie koniec atrakcji dnia. Przy połączeniu szlaków na Przełęcz Świnicką i tego z którego ja szłam pasł się niedźwiedź :) spokojnie jadł borówki jakieś 20 metrów od szlaku nie zwracając na nas uwagi. A może nas nie widział, bo podobno misie mają słaby wzrok? Był piękny, chyba młodzieniaszek bo jego futro było dość jasne i długie a cała postura niezbyt duża. Cieszę się, że było mi dane zobaczyć ten cud natury w większym gronie gapiów a nie sam na sam w kosodrzewinie :)





Jeszcze było mi gór mało i zamiast iść w stronę Murowańca wydrapałam się na Kasprowy Wierch z którego doszłam do Kuźnic zamykając pętelkę. Nie był to dobry wybór. Droga pięła się już dość stromo jak na moje obolałe nogi ale nie to jest ważne. Zapomniałam jak tłumnie i głośno potrafi być na tym szlaku :) Wysypali się z kolejki na szlak w japonkach z kebabem i piwem lub kubkiem kawy w rękach. Jeśli tylko zabiorą swoje śmieci na dół to niech chodzą , chociaż następnym razem wybiorę mniej uczęszczane zejście.







Do następnej wyprawy.... mam nadzieję wkrótce :)









4 komentarze:

  1. Wspaniała wyprawa i tak pięknie wszystko opisałaś Asiu :) Gratuluję raz jeszcze Kościelca :) Ten miś to taki bonus specjalnie dla Ciebie :)Fajnie zobaczyć w realu i z bezpiecznej odległości.Jestem pod wrażeniem cudnych fotek .Pozdrawiam serdecznie .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję,że udało mi się oddać opisem i zdjęciami trochę wzruszeń i wrażeń z wyprawy. Cieszę się, że zobaczyłam misia z bezpiecznej odległości i w towarzystwie innych a nie sam na sam, oko w oko na szlaku. Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń