środa, 27 kwietnia 2022

Brzoza

 



 

    Czasem czuję się bardzo samotna, co ja plotę, właściwie cały czas tak się czuję. Rosnę sama pośrodku zgliszcz zniszczonego świata, a przecież brzozy lubią pogadać cichym szeptem szumiących liści. Teraz odpoczywam niema, bo prawie bezlistna, przyozdobiona szadzią, otulona zimną poranną mgłą. 

    Nie wiem jak to się stało, że jestem tu sama. Czy podarowano mi życie, czy urosłam szybciej niż te habazie wokół mnie? A może oszczędzono mnie bo jestem skarbem ale też postrachem  dla ludzi? 

    W moich korzeniach tworzy się grzybnia, która zrodzi dorodne kozaki. Ludzie kaleczą mnie upuszczając drogocenny sok pełen energii Matki Ziemi licząc na uzdrowienie, obdzierają mnie z kory by zapalić ogień, który ich ogrzeje. Ograbiają z gałęzi na swoje święte ołtarze. A gdy będę dogorywać swojego żywota a pień mój pokryje huba zwana chagą to i jej użyją, bo ten pasożyt nakarmiony moją krwią staje się  drogocennym lekarstwem. Sami mnie nie wykarczują w obawie przed klątwą. I tak sobie tu żyję ciekawa co mnie tutaj spotka.

   Niby stoję pośrodku niczego ale na szczęście słyszę dalekie rozmowy, szepty lasu. Jest nadzieja, że nie będę sama na zawsze. Wiatr i ptaki gubią wokół mnie nasionka, rośnie coraz więcej krzewin. Ogołocona kiedyś przestrzeń wokół mnie powoli się zapełnia. Za kilka wiosen będę mieć towarzystwo jarzębiny i osiki, buków i strzelistych świerków. W naszych konarach ptaki uwiją gniazda, wiatr będzie bawił się między naszymi liśćmi, tworząc szumiącą muzykę, grzyby ochronią przed toksynami. Powrócą też ludzie zwabieni pięknem odrodzonego świata. Mam nadzieję, że zrozumieją jak ważni jesteśmy, jak bardzo potrzebni sobie nawzajem. Oczami wyobraźni widzę jak obejmują mój pień i sycą się energią życia i miłości.

     Śnię zimowy sen, mając w sobie ogrom wiary i nadziei, że gdy wiosną znowu popłyną w moim ciele soki a gałązki pokryją liście, rozpocznę nowy cykl pięknego życia....

            

   


 


   

środa, 20 kwietnia 2022

Tylko błagam cię.....

 





Tekst powstał na sesji pisania na żywo w ramach Iskry- Platformy Kreatywnych Kobiet :) 

     Basia wpadła do mojej kuchni zziajana, z wypiekami na policzkach. Cała jest ruchem. Nawet gdy usiadła na krześle jej nogi założone jedna na drugą kręcą kółeczka. Wstaje, siada, poprawia włosy, gładzi spódnicę, wierci się łypiąc wielkimi oczami to przez okno, to na moje ręce krojące warzywa na zupę. Najwyraźniej chciałaby coś powiedzieć- zaczyna ale urywa w pól słowa...

- Basiu, co sie stało? pytam
- nic, nic Asieńko, nic się nie stało, wydaje ci się .
I uśmiecha się ni to do mnie ni do siebie.
-Jak nie chcesz to nie mów, widzę przecież że coś się dzieje.
- No dobrze. Powiem ci, przecież i tak zawsze w końcu Ci wszystko mówię, bo wiem że do ciebie to jak w studnię. Tylko nie wiem jak zacząć...
- ok, Basiu. nie spiesz się, powiesz jak będziesz gotowa, a teraz pomóż mi z tymi marchewkami bo nigdy tego obiadu nie ugotuję . 

    Basię znam od kilku lat, jest niesamowitą iskierką, zawsze uśmiechniętą, takim optymistycznym promyczkiem. Delikatna a przy tym filuterna, temperamentna, gadatliwa. Ma serce na dłoni, więc bardzo wszystko przeżywa. Wrażliwa nie tylko na własne kłopoty ale chyba jeszcze bardziej chciałaby uszczęśliwiać gotowa wesprzeć, rozśmieszyć, pocieszyć. Uwielbiam ją:))))
A jakie lubi sprawiać niespodzianki!!!
Na przykład dwa lata temu, gdy wybuchła pandemii a ja obchodziłam okrągłe pięćdziesiąte urodziny wpadła na pomysł, żeby zostawić mi pod drzwiami 50 róż. Zadzwoniła na domofon i szybciutko uciekła. A gdy otworzyłam drzwi to ta łobuziara śmiejąc się z okna samochodu krzyknęła 100 lat !!! i z piskiem opon odjechała. 
Albo innym razem o 6 rano zostawiła talerz ze świeżym drożdżowym ciastem na parapecie okna, żebym miała coś pysznego gdy się obudzę. Właśnie jechała do szpitala na dyżur a nie chciała mnie budzić ...Ależ miałam niespodziankę, drożdżówka z sercem smakuje najlepiej. 

Ciekawa jestem bardzo co się stało... to musi być coś bardzo ważnego.

Basia zapadła się w fotel, wypuściła głośno powietrze i zaczęła opowiadać. 

-wiesz Asiu... wczoraj jak zwykle w środę pojechałyśmy z dziewczynami z którymi gram w siatkę do Zakopanego na drineczki.
-ale ty przecież nie pijesz- przerwałam jej
- ja nie piję ale one tak. Wybrałyśmy nowo otwarty klub o którym Renata słyszała że można sobie potańczyć a wiesz jak ja lubię taniec. Tym razem było jednak inaczej, wpadłyśmy w sam środek turnieju tańca brzucha. Jak te kobiety tańczyły!!! wywijały biodrami, trzęsły bransoletami, a wszystko z taką gracją.  I zrobiłam coś dla mnie nieprawdopodobnego, nie wiem co mnie podkusiło. Poprosiłam o makijaż, cekinowe szarawary, koszulkę. Jedna z dziewczyn pożyczyła  mi swoją biżuterię i poniosło mnie. Popatrz sama.
I podsunęła mi pod nos telefon z filmikiem na którym tańczy niczym indyjska bogini.
-Asiu, ta muzyka niosła mnie, ręce same pląsały jakby znały ten rytm od zawsze. Wreszcie byłam zadowolona z moich bioder i miękkiego brzucha. Co za wieczór !!!!
- I wiesz co??? Wygrałam konkurs tańca brzucha w kategorii debiutantów .

Tylko błagam, nie mów o tym nikomu, mój mąż mi tego nie wybaczy. 

poniedziałek, 18 kwietnia 2022

Istnienie tysięcy lasów zaczyna się od jednego żołędzia

 




      Ostatnio prześladują mnie teksty i myśli o rodzie. Zawsze sprzeciwiałam się wewnętrznie na odpowiedzialność za ród. Przecież nie mam na niego wpływu, nie wybrałam go, nie zajmowałam się nim, nawet nie pielęgnowałam jego historii. Nie umiem nawet sięgnąć pamięcią dalej niż do moich dziadków a wcześniejszych pokoleń nie znam nawet z opowieści.

     A jednak teraz o nich rozmyślam w kontekście rodowego uzdrowienia. I okazuje się, że nawet jak tego nie chcę, to mój ród jest w mojej krwi, kościach, rzęsach, paznokciach.... w każdej cząstce ciała. I to sprawia, że jestem ich ciekawa.

     Co więcej, dowiedziałam się, że mogę uzdrowić nie tylko siebie ale także traumy wcześniejszych pokoleń tkwiących za sprawą genów we mnie jeśli wierzę w ciągłość energii jaka nas nadal łączy.

    Jestem potężnym drzewem, dookoła mnie rośnie las moich krewnych a wszystko zaczęło się kiedyś od małego nasionka, żołędzia, który gdzieś zakiełkował, zapuścił korzenie, miał na tyle siły, determinacji i sprzyjających warunków by stworzyć nasiona z których wyrósł las mojego rodu. To pierwsze, silne, samotne drzewo już dawno przeszło w energię z której samo powstało, nie ma po nim żadnego materialnego śladu ale pozostał ślad pamięci komórkowej. Ślad, który przekazałam swoim dzieciom.

     Fascynuje mnie myśl, że jakaś cząstka praprzodków nadal jest we mnie. Teraz już wiem dlaczego napełnianie siebie miłością leczy nie tylko mnie, ale także przeszłe i przyszłe pokolenia za pomocą wiecznie trwałej energii jak ans zawsze będzie łączyć.  Już nie traktuję tego jako obciążenie ale szansę na uzdrowienie lasu rodowego, którego jestem ważną częścią. 

       Kochajmy siebie bardzo, bo kochając siebie mamy wystarczająco dużo miłości by dać ją innym , szczególnie rodzinie. 


poniedziałek, 11 kwietnia 2022

Drzewo

 



Jest takie drzewo, które przyciąga moja uwagę od lat. Stoi sobie na górce o wdzięcznej nazwie Grandeus Jest zupełnie samotne. Inne drzewa w okolicy rosną sobie w towarzystwie. Na przykład w dole, w zagajniku schowane od razów ciepłego halnego wichru. Po drugiej stronie natomiast, na stoku innego magurskiego pasma rośnie dość gęsty las. Między drzewami swoje schronienie mają ptaki i sarny, czasem można spotkać także lisy i żmije. 
To moje drzewo jest stosunkowo niewielkie jak na drzewo. Ciężkie warunki górskiego klimatu nie pozwalają mu rozwinąć konarów tak jakby mogły w bardziej sprzyjających okolicznościach. 
Rok temu po raz pierwszy w życiu byłam w Puszczy  Białowieskiej. Gdy zobaczyłam ten prastary las oniemiałam z zachwytu. Potężne pnie, które nie sposób objąć, konary podtrzymujące koronę drzewa ledwo przepuszczającą światło. Mocarne, wielkie dęby, prawdziwi królowie puszczy. 
A tu mam takiego delikatnego samotnika. Ale za to jakie ma widoki !!! Dla nich warto być szarpanym wiatrem, zamrażanym zimą i cierpiącym susze latem. Stąd roztaczają się widoki na cały świat !!! Tatry od południa, Gorce tworzą północną granicę, na wschodzie stoją na straży pienińskie  Trzy Korony a po przeciwnej stronie Babia Góra , moja górska Królowa, wyryta na zawsze w sercu i na ciele....
Do pnia  drzewa, niemal przytulona jest kamienna kapliczka, stara, omszała. Co było najpierw: ona czy drzewo? A może zaistniały tutaj równocześnie i drzewo zasadzono koło kapliczki, by w przyszłości chroniło modlących się przed skwarem i deszczem? Tego nie wiem. Napisy na kamieniu starły się i pozostały tylko domysły....
Czasem myślę sobie o projekcie uwiecznienia tego drzewa na zdjęciach, zawsze z tego samego miejsca, żeby zaobserwować zmiany jakie następują z każdą porą roku i tak mija rok za rokiem a ja mam tylko zdjęcia zimowo wiosenne ;) Pora odwiedzić to miejsce latem i zimą :) 

Jęśli kiedyś zawitacie na Podhale przypomnijcie sobie o Grandeusie i tym drzewie. Przytulcie się do niego a ono odwdzięczy się energią płynącą wprost z Matki Ziemi.