wtorek, 25 kwietnia 2017

zmiany, zmiany, zmiany......


Oj szykują się wielkie zmiany :)

     Obiecałam sobie, że to będzie blog pozytywny, bez narzekania, bo narzekanie to samospełniająca się przepowiednia ale czasem to i ja muszę się pożalić, ale właściwe po to by opowiadając znaleźć rozwiązanie kłopotu. Tak to często u mnie bywa, że piszę o czymś co mnie drażni, dokucza i zaraz odkrywam co z tym zrobić....
Fajne to :)

      Od wypadku na Ornaku mija kolejny, czwarty tydzień a ja nadal nie czuję się najlepiej. Nadal czuję ból i chociaż nie jest on tak bardzo dokuczliwy jak wcześniej i z dnia na dzień coraz mniejszy to jednak jest cały czas.Tłumaczenie sobie, że teraz to pewnie już tak zawsze będzie ( w końcu kolejne urodziny za mną ) nie pomaga. A myśl, że jak nie pierś i żebra to będzie mnie boleć kręgosłup albo głowa nie pociesza mnie wcale.

      Mam już dość. Przychodzą mi do głowy różne myśli......co robić, jak sobie pomóc?
Wreszcie postanowione, plan zrobiony, nastał czas wykonania go.

      Zaczęłam pisać ten post tydzień temu, a w głowie zakiełkowały mi rozwiązania, które zaczęłam wdrażać w życie. Moje złe samopoczucie zaczęło się dużo wcześniej wraz z nową pracą. Stanie kilkanaście godzin dziennie nawet 3-4 razy w tygodniu okazało się nie lada wyzwaniem dla mojego kręgosłupa. Nawet gdy miałam możliwość odpocząć chwilę, usiąść, wstanie i rozruszanie zastanych mięśni było bardzo bolesne, już lepiej było stać przez całą zmianę. Początkowo ciągnęłam trzy prace i pracowałam w sumie po 60-70 godzin tygodniowo, ale nawet porzucenie innych zajęć na rzecz tej jednej pracy nie pomogło. W prawdzie mam dużo więcej czasu dla siebie, co bardzo sobie cenię, jednak rwa kulszowa coraz bardziej daje mi się we znaki, krzyże mam spięte jak w gorsecie ortopedycznym, stopy przy kostce przypominają siną plamę a moja kondycja obniża się w zastraszającym tempie. Bardzo mnie to martwi, bo sprawność fizyczna jest dla mnie priorytetem. Nie wyobrażam sobie nawet takiej chwili, kiedy musiałabym być przykuta do łóżka, lub fotela bez możliwości wyjścia w moje ukochane góry, zdana na pomoc innych. 
Zaczęłam trochę ćwiczyć, ale okazało się, że mam trudności w wykonaniu nawet prostych rehabilitacyjnych zadań. Jedynie joga dla super początkujących z problemami kręgosłupa była do zrobienia. Może jestem zbyt delikatna, może przesadzam ale nie dam rady tak żyć i tak pracować dalej i mimo, że bardzo lubię moją pracę, a nawet po wielu przykrych momentach udało mi się ( tak mi się przynajmniej wydaje ) dotrzeć z resztą załogi, postanowiłam ją porzucić i znaleźć inną :(. Uprzedziłam szefową, że jeszcze miesiąc dam radę, pomogę przeszkolić kogoś nowego i odchodzę. Nie wiem co będzie dalej, jaka praca na mnie czeka. To, że zostanę bezrobotną było mi chyba pisane, czuję że coś dobrego mnie czeka  a przynajmniej skorzystam z czasu i zrobię sobie dłuższe wakacje. A może spełnię wielkie marzenie o dalekiej podróży ;) Kto wie ......

     Mam ogromną potrzebę zrobienia gruntownych porządków na wielu płaszczyznach. Porządki w pracy już są robione, druga rzecz to porządki w domu, tyle gratów się ciągle zbiera......  
Mam do uprzątnięcia nie tylko piwnice ale przede wszystkim mieszkanie i myślę, że malowanie to będzie super pretekst do tego, aby przy pakowaniu dobytku do pudeł zrobić gruntowną selekcję w szafach, szufladach, na półkach. Dążę do minimalizmu od kilku lat, więcej wyrzucam niż kupuję ale tych rzeczy jest nadal za dużo.... widzę potrzebę rewolucji. Czas bez pracy wykorzystam także na to :)

     I kolejna, ostatnia - ale najważniejsza sprawa.....oczyszczenie siebie. Udało mi się znowu uspokoić mój umysł i nie irytować się z byle powodu, nie narzekać, nie dawać się wkręcać w gniew, żal.... a nawet gdy to następuje to daję sobie z tymi negatywnymi emocjami radę ale pozostaje kwestia ciała. Czuję się nie tylko mniej sprawna fizycznie ale także bardzo ociężała. Mam w środku śmietnik odpadów, zatruwających mnie resztek. To wszystko wymaga gruntownego oczyszczenia. I tu natrętnie powracająca myśl o poście, głodówce spowodowała, że zdecydowałam się nie jeść od tego piątku ( czyli za dwa dni starujemy razem synem ) Będzie to nie lada wyzwanie, bo pracuję w kuchni ale na szczęście przynajmniej 4 pierwsze dni mam wolne a potem to powinno już iść gładko. Taką mam przynajmniej nadzieję, bo tak było gdy głodowałam półtora roku temu. Pierwsze trzy dni były dziwne, bo bez jedzenia a potem to gdyby nie dokuczliwa suchość w ustach wydawało mi się że mogłabym wcale nie jeść. Wtedy wytrzymałam 10 dni postu i i kolejne 10 bezpiecznego wychodzenia z głodówki i myślałam, że nigdy więcej...... tak mi pachniało wszystko, smaki jedzenia były nieziemskie, wyczucie smaku się zmieniło, jakby ktoś zresetował mi kubki smakowe a sok z grapefruita był najpyszniejsza ambrozją hahaha..... A jednak zatęskniłam za głodem, a może bardziej za tą czystością smaków po wszystkim i malutkim żołądkiem. Teraz jem zdecydowanie za duże porcje ;) a nie jestem dobra w ograniczaniu. Dlatego radykalne posunięcia  do których dojrzewam lubię najbardziej.

     Tym razem mam nadzieję na dwa tygodnie, a potem wprowadzić jednodniowe głodówki co tydzień na stałe do mojego życia. Jestem pełna entuzjazmu i oczekiwań zwłaszcza zdrowotnych. Nie chce się teraz rozpisywać o tym co wiem na ten temat. Dla siebie chcę pozbycia się złogów śmieciowych w moim ciele, mam poczucie ogniska zapalnego w boku po upadku z Ornaka. Cały czas mam mocno obite sama nie wiem co, czy to żebro, czy jakiś mięsień przyczepiony do niego na wysokości piersi, ale czuję w tym miejscu gorączkę i obrzmienie. Prześwietlenie nic nie wykazało, a lekarz zalecił cierpliwość a ja jednak liczę na uzdrawiającą moc głodówki, kiedy organizm nie zajmując się trawieniem i przekazywaniem składników pochodzących z jedzenia dalej zajmuje się samonaprawianiem. Pamiętam jak wtedy, półtora roku temu się czułam się fantastycznie, rozpierała mnie energia, odmłodniałam, no i schudłam. Co będzie teraz, czy podobnie??? Tego nie wiem . Może to będzie zupełnie inne doświadczenie? Chcę się tego podjąć a współgłodowanie z synem to ogromne wsparcie :)

    Zdjęcie z początku postu było robione w 7 dniu mojej piewszej głodówki, Czy ja wygladam na nim na zmęczoną i ospałą, mdlejącą z głodu kobietkę ???? hahaha

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz