środa, 8 marca 2017

Też o mojej wredocie....





    Nie wiem czy ktoś czyta te moje wywody jeśli je piszę tylko sobie a muzom i nie udostępniam w tzw social media ale może jednak ktoś mi pomoże, wesprze....  

      Tak czy siak muszę chociaż to napisać sobie, bo mam kłopot. O tym, że mam problem z ludźmi pisałam już nie raz, ale łatwo tak sobie pisać gdy ma się mały kontakt z innymi ludźmi na co dzień i to całe zło wynikające z wredoty jaką dysponuje ludzkość nie dotyka bezpośrednio. Zupełnie inaczej jest gdy nie dość, że pracuje się jak dla mnie w sporej grupie ludzi ( wiem to tyko kilka osób - właściwie to tylko 9 ale dotąd nigdy nie pracowałam w takim zespole ) to jeszcze na dodatek widzę u siebie cechy o jakie oskarżam innych.
       Przez ostatnie lata bardzo się broniłam przed wplątywaniem w bliskie relacje z kimkolwiek. Straciłam "przyjaciół" i nowych nie szukałam a relacje z innymi ludźmi budowałam na zasadzie uprzejmego dystansu, bo jakiekolwiek zaufanie kończyło się dla mnie porażką. Bardzo pracowałam nad sobą, żeby nie oceniać nikogo, nie narzekać, uśmiechać się do ludzi i do siebie. Mieć zapas pozytywnej energii tak duży, żeby móc obdarzać nią innych a tu wszystko mi się posypało. Trafiłam do grona osób, które wydawało mi się, że są inni, że mają podobną do mnie wrażliwość i teraz właśnie zdałam sobie sprawę, że wszyscy byliśmy pozytywnymi ludźmi gdy spotykaliśmy się czasami a teraz pracując razem nie dość, że zmieniamy się we wredne indywidua, to jeszcze przestaliśmy się lubić i praca która miała być w atmosferze przyjaźni i wzajemnej pomocy stała się powodem do zgryzot, narzekań, obgadywania innych, ciągłych wzajemnych pretensji.....jednym słowem - dramat. 

     Najgorsze dla mnie jest to, że niepostrzeżenie dla mnie wkręciłam się w to wszystko. Strasznie mi z tym źle i nie widzę żadnej możliwości dogadania się, zmian. Po prostu jako załoga nie sprawdziliśmy się... żadne z nas nie zdało tego egzaminu. Jesteśmy beznadziejni.
Postanowiłam nie walczyć już z tym złem, które dzieje się wokół mnie. Niech każdy żyje i postępuje tak jak chce a ja będę uczciwie wykonywać moją pracę i nie oglądać się na innych. Napisałam sobie na ręce: I love myself i za każdym razem gdy czuję jak złość zagaszcza w mojej duszy patrzę na ten napis i przypominam sobie taką myśl : nie pozwolę nikomu zepsuć mojego dobrego samopoczucia ani na 5 minut ani na ten dzień, tydzień a zwłaszcza życie. Od kilku dni udaje mi się znowu uśmiechać do siebie i ignorować napięcie wokół mnie. Pewnie wszyscy mnie już tam nienawidzą ale cóż poradzę na to. Wszystkich nie zadowolę :) Chcę jeszcze popracować kilka tygodni i poszukać coś innego. Jeszcze nie wiem co to będzie ale pozwolę sobie na otwarcie na możliwości jakie przyniesie mi los. Pragnę wakacji, włóczęgi a potem pomyślę o dalszej pracy.

     Ta sytuacja braku zaufania, podejrzliwości, niezdrowych relacji nie odpowiada mi. Boję się wprawdzie, że gdziekolwiek nie pójdę pracować, zawsze trafię na różnych ludzi a tzw czynnik ludzki jest nieprzewidywalny i będę musiała stawić czoło podobnym problemom, ale może te inne możliwości nie będą wymagały ode mnie pracy z nieznośnie zmiennymi kobietami. Może powrócę do mojej pracy szwaczki i w spokoju będę szyć tysiące takich samych pierdółek ? A może tym razem wrócę do sklepu, albo przedstawicielstwa bo lubię pracę z klientami, a może bar byłby dla mnie odpowiednim miejscem, a może pisanie to będzie to co będę robić leżąc na hali i obserwując przemykające obłoki....

hmmmm zawsze jest jeszcze szansa na wygrana w lotto i to jest najlepsza opcja na moje życie :) :) :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz