niedziela, 17 września 2017

Osturnia, dlaczego warto o niej coś więcej wiedzieć...

    


    Mówiłam wielokrotnie, że nie lubię miast. Chociaż pół mojego życia mieszkałam w Krakowie nie chciałabym wrócić do niego, ani żadnej innej dużej metropolii. 

    Nie lubię i już z wielu powodów. Pośpiech, gwar, wszędzie daleko, ogromna samotność pośród tłumu a jednocześnie presja przystosowania się -to jedna strona mojej niechęci. Druga związana jest z tym jak lubię i chcę żyć. Nie tylko z dala od miejskiego chaosu, ale też z dala ludzkiego fałszu, obłudy i polityki a to wszystko wyziera z każdego zakamarka miast na całym świecie. To dla mnie nie jest prawdziwe życie. Wraz ze sprzeciwem wobec konsumpcjonistycznemu stylowi życia przyszedł sprzeciw wobec życia w układach - układzikach, podporządkowaniu się innym nie dlatego, że warto ale dlatego że trzeba. Sprzeciw wobec wpasowaniu się w ramy mody i aktualne różnorakie trendy. Chcę móc być sobą, wierną swoim przekonaniom i zasadom. Mam wrażenie, że w miejskim korpo -świecie jest to niemożliwe :(

     Jak to się ma do Osturni? Ano tak, że Osturnia to wioska o stażu jakim chciałoby się poszczycić niejedno miasto w którym żyli i jeszcze nadal żyją ludzie, chociaż jest ich coraz mniej. 
Kiedyś prowadzili normalne, proste życie, dbając o pełny brzuszek, dach nad głową ale także dobro- sąsiedzkie kontakty, wspólnie śpiewając, grając i bawiąc się, ozdabiając w charakterystyczny dla siebie sposób swoje domy, wypasając bydło i owce i uprawiając pola.

     Tu tkwi różnica. Nie znoszę udawanego, miejskiego życia, gdzie zamki i twierdze mają pokazać wspaniałość ludzi. A przecież zbudowano je by się od ludzi odgrodzić, przed ludźmi bronić, albo kłuć oczy bogactwem. Dlatego nie podróżuję do miast, nie interesują mnie za bardzo. Nie czuję się tam dobrze, więc i ciekawości zwiedzania ich brak. Wiem, są pozostałością wielkiej historii ale także wielkiej zachłannej polityki i największego afrodyzjaku - władzy, od których chcę się odgrodzić jak najbardziej mogę.
      Wolę odkrywać za to historię małych społeczności, wyobrażać sobie jak żyli nie tylko kilkaset lat temu ale okazuje się, że i współczesna historia jest arcyciekawa jak w przypadku Osturni.

    Leży ona zaraz za granicą z Polską i łatwo do niej dojść na piechotę robiąc sobie przeuroczy spacer z Łapszanki. Może niewiele osób było na Łapszance ale na pewno miłośnicy gór widzieli nieraz obfotografowane Tatry z perspektywy tamtejszych łąk. Wystarczy wyjechać autem, rozstawić statyw, pstryknąć migawkę aparatu i mamy cudne tatrzańskie zdjęcie. Nawet ja takie mam, nic wielkiego. Bardzo lubię widok Tatr Bielskich i Wysokich z tej perspektywy, więc w sumie się nie dziwię za bardzo z popularności fotograficznej tego miejsca:)
 Z resztą widoki mówią same za siebie.




      Dwukrotnie odwiedziłam tą wieś i na pewno będę tam jeszcze nie raz. Chociażby dlatego, że szlak do niej prowadzący jest wyjątkowo piękny, jest tam także Rezerwat Małych Stawów, którego nie zdołałam jeszcze zobaczyć i odkryłam możliwość skrótów przez łąki i lasy, które chętnie bym jeszcze przeszła.


 Droga prowadzi asfaltowa ale gdy z niej zejdzesz to .....


.....masz szansę nawet na grzybobranie ;)


 A po drodze tej na skróty są takie cudne widoki na Spisz.....


.....I Tatry Bielskie



Pojawia się wreszcie wioska.




    Czy Osturnia jest szczególnie piękna ? Raczej nie, ale ma bardzo ciekawą historię sięgającą XIII wieku. Wiele wsi w okolicy miałoby podobną gdyby przetrwały natomiast Osturnia dzięki swojemu szczególnemu usytuowaniu na końcu świata nie tylko przetrwała, ale także jest przykładem jak mieszkańcy nawzajem siebie ubogacali kulturowo. Wiem, to sformułowanie ma teraz zupełni inny wydźwięk, na którym nie będę się skupiać ale w przypadku tej wioski mieszanka była na tyle ciekawa, że warto o niej wspomnieć. Początkowo była to osada zamieszkana przez kolonistów niemieckich którzy zajmowali się głównie rolnictwem. Niestety zawieruchy historyczne dotarły także tutaj wraz z bałkańskimi nomadami -Wołochami, którzy chętnie zasiedlali opuszczone na skutek wojen ale także epidemii chorób wioski na terenie Karpat. Dotarli także tutaj  tworząc bardzo barwną społeczność z elementami rumuńskimi, albańskimi a także ruskimi. Prowadzili jednak nadal chętnie koczownicze życie wypasając owce na halach i budując szałasy w lasach . Osiedlali się początkowo w pobliżu Łapsz, skąd zostali jednak przegnani przez Górali szukających miejsca dla siebie. I tak Osturnia stała się ich przystanią, gdzie zamieszkali na stałe. Wioska otoczona z trzech stron górami, przez kilka zimowych miesięcy w ogóle odgrodzona od świata żyła sobie swoim życiem a mieszkańcy chętnie utrzymywali kontakt z pobliskimi społecznościami w Łapszach, Rzepiskach i Jurgowie. Jeszcze w połowie XIX w. mieszkało tu 1599 Rusinów i tylko 18 osób innej narodowości. Przetrwała wśród tej społeczności do dzisiaj wiara prawosławna w formie grecko-katolickiej. Można powiedzieć, że jest to najbardziej na zachód wysunięta w Karpatach współczesna osada rusińska.

       Co bardzo ciekawe ta społeczność ma nie tylko własną, odrębną nie słowacką ani nie polską kulturę, sposób ozdabiania domostw ale także własny język (!) co jest ewenementem, którym posługują się starsi ludzie nawet dzisiaj. Nie jest to gwara góralska jaką znamy w Polsce czy na Słowacji. Jest to język który wynika z wieków mieszkania na jednym terenie i Rusinów i Romów, którzy licznie napłynęli tu w XVIII w i dotąd stanowią liczną mniejszość narodową na Słowacji. Nie bez znaczenia jest także język urzędowy na przestrzeni wieków, który także powodował ewoluowanie języka: do1918 r. węgierski, potem rosyjski a następnie słowacki. 
      Znane są także całkiem współczesne, XX wieczne spory o przebieg granicy państwowej na tym terenie, bo mieszkańcy nie utożsamiali się ani z Polakami ani ze Słowakami. Do tej pory są tacy, którzy uważają, że naleciałości polskie są tak duże, że cały Spisz powinien być polski, inni domagają się autonomii Spiskiej a są i tacy którzy w ogóle nie utożsamiają się z żadnym z państw i narodowość rusińska, łemkowska jest wystarczającym wyznacznikiem ich odrębności.
     W latach 60-tych XX w nastąpiła bardzo intensywna slowakizacja wsi. Wiele osób wyjechało do Stanów, sporo przeprowadziło się do większych miast i mimo, że Osturnia jest prawdopodobnie najdłuższą wsią na Słowacji ( 9 km) jest niestety teraz miejscami wyludniona. 

      Spacerowałam sobie po głównej ulicy i nie spotkałam prawie nikogo, obszczekały mnie tylko małe psiaki. Sklep zamknięty na siedem spustów, wygląda jakby nie był otwierany lata całe, obrośnięty pajęczynami. Jakaś karczma zapyziała nie zachęca do wejścia a przed nią dwaj zagubieni rowerzyści piją sobie piwko, kilka osób spotkałam w cerkwi. Cicho, spokojnie.




 







a zimą było tak :


Ciekawostką i zabawną na swój sposób historią niech będzie jeszcze fakt, że z prawej strony tego zdjęcia za siatką ogrodzenia cmentarza jest duże boisko piłkarskie. Sama nie zrobiłam tam zdjęcia ale natknęłam się na odpowiednie zrobione przez Huberta Jarzębowskiego autora wspaniałej książki "Carolus Victor" i mam nadzieję, że nie pozwie mnie za to do sądu.


Swoje zdjęcie autor podpisał tak: 
"Boisko w Ostruni i najspokojniejsza trybuna świata " co mnie rozbawiło do łez :)

     Wprawdzie wieś została uznana za Rezerwat Ludowej Architektury, jest kilka domów pięknie ozdobionych w dawnym stylu jednak wiele chyli się ku ruinie, wiatr trzaska okiennicami, nikogo nie ma. Pójdźcie tam, zobaczcie kawałek prawdziwej historii zanim zniknie na zawsze.





Zdjęcia są z obydwu moich wizyt w Osturni, dlatego niektóre w zimowej szacie ;).
 Jeszcze zdanie co do nazwy wioski. Na Słowacji mówi się o niej Osturnia, natomiast zwolennicy przynalezności tego miejsca do Polski mówią Ostrunia. Ja się w te spory nie mieszam, nie jestem kompetentna do tego osobą. Mam nadzieję,że zainteresowałam chociaż jedna osobę tematem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz