poniedziałek, 18 kwietnia 2022

Istnienie tysięcy lasów zaczyna się od jednego żołędzia

 




      Ostatnio prześladują mnie teksty i myśli o rodzie. Zawsze sprzeciwiałam się wewnętrznie na odpowiedzialność za ród. Przecież nie mam na niego wpływu, nie wybrałam go, nie zajmowałam się nim, nawet nie pielęgnowałam jego historii. Nie umiem nawet sięgnąć pamięcią dalej niż do moich dziadków a wcześniejszych pokoleń nie znam nawet z opowieści.

     A jednak teraz o nich rozmyślam w kontekście rodowego uzdrowienia. I okazuje się, że nawet jak tego nie chcę, to mój ród jest w mojej krwi, kościach, rzęsach, paznokciach.... w każdej cząstce ciała. I to sprawia, że jestem ich ciekawa.

     Co więcej, dowiedziałam się, że mogę uzdrowić nie tylko siebie ale także traumy wcześniejszych pokoleń tkwiących za sprawą genów we mnie jeśli wierzę w ciągłość energii jaka nas nadal łączy.

    Jestem potężnym drzewem, dookoła mnie rośnie las moich krewnych a wszystko zaczęło się kiedyś od małego nasionka, żołędzia, który gdzieś zakiełkował, zapuścił korzenie, miał na tyle siły, determinacji i sprzyjających warunków by stworzyć nasiona z których wyrósł las mojego rodu. To pierwsze, silne, samotne drzewo już dawno przeszło w energię z której samo powstało, nie ma po nim żadnego materialnego śladu ale pozostał ślad pamięci komórkowej. Ślad, który przekazałam swoim dzieciom.

     Fascynuje mnie myśl, że jakaś cząstka praprzodków nadal jest we mnie. Teraz już wiem dlaczego napełnianie siebie miłością leczy nie tylko mnie, ale także przeszłe i przyszłe pokolenia za pomocą wiecznie trwałej energii jak ans zawsze będzie łączyć.  Już nie traktuję tego jako obciążenie ale szansę na uzdrowienie lasu rodowego, którego jestem ważną częścią. 

       Kochajmy siebie bardzo, bo kochając siebie mamy wystarczająco dużo miłości by dać ją innym , szczególnie rodzinie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz