środa, 6 grudnia 2017

Przez Dzwonkówkę i Przysłop na Prehybę





     Ostatnio jakoś dziwnie plotą się dni. Jednego dnia świat daje mi mnóstwo energii, radość buzuje we mnie niczym gejzer, chce mi się wszystko i nawet gdy jest ponuro za oknem ja mam słońce w sobie.
Ale są też takie dni kiedy świat pokazuje mi swoją ponurą, mroczną stronę stawiając mi na drodze niedobrych ludzi. Jakoś dziwnym trafem ani deszcz ani upał, ani wicher nie zmieniają mojego nastroju, za to ludzie tak.....
      W niedzielę znowu dotknęła mnie fala hejtu i nienawiści.... wprawdzie nie mnie bezpośrednio tylko mojego syna ale prawdę mówiąc od kilku dni byłam przez to przygnębiona. Mogłabym opisać to wszystko, tylko na szczęście mam bardzo mądrego syna, który powiedział mi : zostaw to.....nie skupiajmy się na złej energii, idźmy dalej w stronę optymistycznych miejsc :) Boli gdy ktoś pluje Ci w twarz nawet wirtualnie ale Konrad ma rację.... myślenie o tym to jak karmienie złej energii.... Nie będę na to pozwalać i podzielę się radością zamiast żalem :)

    W końcu wszystko się zmienia ....Wczoraj nastrój z szarego zaczął przybierać barwy szczęścia a wszystko to za sprawą pewnego zakupu :) Końcem zeszłego tygodnia poprosiłam znajomego o pomoc w wyborze raczków. Jest on związany z pewnym sklepem sportowym. Jakie było moje zaskoczenie, gdy następnego dnia poradził mi zadzwonić bezpośrednio do sklepu i zapytać o zdanie pracujących tam ludzi, dodał że uprzedził załogę o tym, że będę dzwonić.....a była to 9,30 rano!!!!
Zadzwoniłam w przerwie w pracy.... zanim skończyłam się przedstawiać pani (Monika ??? ) która ze mną rozmawiała już wiedziała kim jestem i co potrzebuję i z uśmiechem i cierpliwością doradziła mi co i dlaczego mam kupić. Takie zakupy to ja rozumiem :)
A od wczoraj rana uśmiecham się do siebie na myśl o sms-ie jaki dostałam od InPostu który w taki oto sposób zawiadamiał mnie o przesyłce :

"Paczucha melduje się w Punkcie Obsługi Paczkomatów. Teraz Twój ruch — na jej odebranie masz 72 godziny. To fajne uczucie, gdy paczka czeka na Ciebie, a nie Ty na paczkę, prawda? Spiesz się powoli i pamiętaj, żeby przed wyjściem po Paczuchę ubrać się w najważniejszą część garderoby — uśmiech. "

Dołączyli nawet do maila odpowiednią piosenkę :)

Sia - You're Never Fully Dressed Without a Smile 


Jak to niewiele potrzeba, by poczuć się wyjątkowo :)

     Od razu zaczęłam się zastanawiać, gdzie wypróbuję swój nowy nabytek i przypomniałam sobie niedawne dwie wizyty w Beskidzie Sądeckim. Tak sobie pomyślałam, że w warunkach  letnich można je spokojnie połączyć w 20 kilometrową wycieczkę, więc opowiem o nich jakby o jednej. Wspominam Beskid Sądecki w kontekście raczków bo mało mi tych uroczych beskidzkich szlaków i chętnie powrócę w tamte rejony kolejny raz :)

A jak było??? 





      Wyruszyłam ze Szczawnicy przepiękną ulicą Zdrojową. Uwielbiam architekturę tego miasta. Zawsze gdy tu jestem oczami wyobraźni widzę damy w długich sukniach, z koronkowymi parasolkami chroniącymi je od słońca. Niektóre jadą w karocach inne spacerują od zdroju do zdroju zażywając wód mineralnych dla zdrowia oczywiście. Nawet wyobrażam sobie takie wyzwolone panie, które nie boją się zmęczyć czy spocić - idą pod górę łąkami, albo drogami w lesie i tak jak ja teraz podziwiają świat dookoła. Wypatrują wierzchołków Tatr Wysokich, odnajdują białe Pieniny i hale w części Pienin Małych a po drugiej stronie pasma Radziejowej obserwują osady Starego i Nowego Sącza a nawet Rytra.... Szczawnica to jedno z najpiękniejszych miejsc jakie znam. Do tej pory przemierzałam tylko jedną - pienińską stronę rejonu, teraz weszłam na szlaki Beskidu Sądeckiego, które zaczynają się raptem po drugiej stronie ulicy :)

    Z tego pasma znałam do tej pory tylko Radziejową na której byłam dwa razy idąc z Pienin. I mówiąc szczerze to nie bardzo podobała mi się ta część szlaku która położona była już w Beskidzie Sądeckim. Całe połacie lasów są tam wykarczowane i zrobiona jest niemal sieć dróg, szerokich na dwa samochodowe pasma....po co ? dlaczego???? Nie wiem, wydaje mi się, że ani rowerzyści ani narciarze biegowi nie potrzebują aż tak dużo miejsca. Wygląda to przygnębiająco...... z tego też powodu nie ciągnęło mnie do kolejnej wizyty.
Za to moja znajoma tej jesieni przyjechała z centralnej Polski do Szczawnicy i dzięki facebookowi zobaczyłam jej piękne zdjęcia ze szlaków, których wcale nie znałam. Jakież było moje zdziwienie, że to Beskid Sądecki....taki piękny, widokowy, a jesień ze swoimi ognistymi barwami i mgłami  dodatkowo uatrakcyjniała fotografie. Kolejny mój znajomy bloger, który przeszedł już chyba wszystkie szlaki w Polsce określił to pasmo mianem uroczego.... Trzeba sprawdzić na własne oczy :)

   I takie jest....piękne , urocze, prawie bezludne. Rozpoczęłam żółtym szlakiem na Ulicy Zdrojowej jak już wspomniałam a potem lasem pod górę mijając stacje drogi krzyżowej....Większość szlaku wiedzie lasem ale to nic nie przeszkadza, bo raz po raz otwierają się okienka, przez które można podglądać świat. 






   Tak powoli docieram do Bacówki pod Bereśnikiem skąd rozpościerają się przepiękne widoki. Kto chce, może tam coś zjeść, odpocząć, zapalić ognisko. Jest to miejsce dostępne nawet dla kogoś, kto chodzi w góry sporadycznie, a jego kondycja jest bardzo ograniczona.....





   Chwilkę odpoczywam, delektuję się mroźnym powietrzem i pięknymi widokami by za kilka minut iść dalej..... na Dzwonkówkę. Mija mnie raptem kilka osób, jest tak spokojnie....Dalej zmieniam kolor szlaku na czerwony..... jest to część Głównego Szlaku Beskidzkiego, wracają wspomnienia przebytej do tej pory części tej kultowej już drogi i kiełkuje znowu we mnie chęć, by kiedyś go przejść. Byłoby wspaniale wrócić na GSB i machnąć te 500 km za jednym razem na lekko, spokojnie, w miłym towarzystwie...choćbym miała iść nawet miesiąc :)








Jeszcze nie tym razem .....

    Zagaduję pobocznymi tematami a przecież pora iść dalej. Docieram do bardzo ciekawego miejsca : Przełęcz Przysłop. To wioska jakby na końcu świata, kilka domów, jeden piękny, w miarę nowoczesny.... inne wyglądają jak samowola budowlana sprzed lat, gdzie budowa została wstrzymana na pewnym etapie i tak stoją te domy zamieszkane , nie ukończone... Bida z nędzą jakby ktoś powiedział. Nie prowadzi tu żadna asfaltowa droga, ledwie leśny dukt, na którym zauważam ślady opon. Jak tu żyć ? Widzę, że bawią się jakieś dzieci.....czy one codziennie chodzą do szkoły? A może mieszkają w internacie i tylko dziś przy weekendzie są w domu???? Tego dnia właśnie w tym miejscu kończę swoją wędrówkę i szlakiem rowerowo- konnym schodzę do Szczawnicy, gdzie zostawiłam auto. 





     Następnym razem autem podjeżdżam do Sewerynówki i powracam na Przysłop by kontynuować spacer w stronę Prehyby. Minął tydzień od poprzedniej wycieczki i zebrałam trochę informacji na temat tego miejsca.


     Zanim kolej została doprowadzona do Nowego Targu, skąd można było wygodnie dotrzeć do szczawniczańskich wód zdrojowych, możni państwo przyjeżdżali pociągami do Nowego Sącza skąd przez Przysłop udawali się do Szczawnicy. Wieś była miejscem odpoczynku z także znakomitym punktem widokowym :)

    Wieś na Przysłopie była świadkiem tragicznych zdarzeń w czasie II Wojny Światowej. Mieszkańcy wsi ukrywali tutaj wielu partyzantów na których Niemcy robili zasadzki. Mimo torturowania i spalenia wielu domów mieszkańcy nie wydali żadnego z nich. Najokrutniejsze zdarzenie miało miejsce w grudniu 1944 roku. Partyzanci radzieccy otworzyli ogień do oddziału niemieckiego, a w odwecie Niemcy spalili żywcem 7 osobową rodzinę a kilka dni później zabili jeszcze dwóch mężczyzn w lesie. Na pamiątkę tych tragedii zbudowano kaplicę w stylu zakopiańskim w której corocznie  3-go maja odbywają się Msze Partyzanckie.




    Żyjemy w pokoju od dziesięcioleci i nawet nie możemy sobie wyobrazić jaki strach towarzyszył tym ludziom codziennie. Każdy dzień mógł być tym ostatnim.

   A teraz??? Jak żyją ci ludzie na końcu świata ?

    Gdy tak sobie szłam i rozmyślałam nad losem mieszkańców Przysłopa zobaczyłam starszą kobietę przed sobą, powoli szła pod górę z plecakiem wypchanym po brzegi. Zaczepiła mnie i zaczęłyśmy rozmawiać. Ona zmartwiła się, że tak sama idę w las...

- podobno wilki pokazały sie w pobliżu, nie boi sie Pani?
- bardziej boję sie ludzi niż zwierząt... odpowiedzialam... ale jak Pani się tutaj żyje? 
- nie zamieniłabym tego miejsca na żadne inne. Patrzę na te góry stąd od ponad 70 lat i jeszcze mi się nie znudziły - zaśmiała się serdecznie

    Ta kobieta codziennie odprowadza swojego wnuka do szoły. Wychodzą z domu o 6 rano (!!!) żeby zdążyć na 8.00....codziennie idą 7 km w jedną i tyle samo w powrotną drogę. Po drodze robi zakupy i taszczy je do domu..... nie na 4 piętro w bloku, co i tak wydaje się uciążliwe ale prawie dwie godziny pod górkę... Jestem pełna podziwu dla tych ludzi. Mieszkam w centrum miasta, mam samochód, którym dojadę gdzie chcę, a gdy mam potrzebę lub kaprys by pojechać do dużego miasta to co 15 min odjeżdża autobus a mimo to ciągle nie mam czasu .... gdy idę w góry czas płynie inaczej, nagle doba ma 24h i dzień nie ucieka tak szybko. Może jak się żyje w zgodzie z naturą, skupiąjc się na przetrwaniu i codziennych sprawach zamiast na facebooku i przed telewizorem to wtedy żyje się na prawdę??? I mimo odcisków na stopach od pokonywania codziennie kilkunastu kilometrów i obtartych ramion od wrzynającego się  plecaka ze sprawunkami dla całej rodziny ta kobieta mówi z uśmiechem na twarzy, że nie zamieniałby się z nikim, tu jej dobrze....




    Żegnamy się..... miła pani w towarzystwie psiaka, który przybiegł jej na spotkanie idzie do swojego domu a ja udaję się na Prehybę. Wiało tego dnia niemiłosiernie :) kurtka, czapka, rękawiczki dały radę, a ja z wielką przyjemnością szłam dalej. Im wyżej tym śniegu było więcej. Las tak uroczy, że mimo iż jesień odeszła a zima jeszcze się z lekka opierała cudnie było i gęba uśmiechała mi się cały czas z zadowolenia, zwłaszcza gdy las się z lekka rozstępował dając możliwość podglądnięcia Tatr nad którymi kłębił się wał halny. 












    I tak powoli doszłam do schroniska pod Prehybą. Przepiękne miejsce z widokami na wszystkie strony świata aczkolwiek nie z jednego miejsca, ale wystarczy przejść kilkadziesiąt metrów by dojść do punktu widokowego skąd rozpościera się piękny widok na Stary i Nowy Sącz i przyległe wioski, natomiast spod samego schroniska można podziwiać Pieniny i Tatry. 







     Nie spędziłam tu zbyt dużo czasu, bo przenikliwy wiatr wyziębił mi dłonie i miałam wrażenie, że rozsypią się niczym kryształ po zetknięciu z ziemią. Powrót do auta zaplanowałam niebieskim szlakiem..... 








     Powiem szczerze, że te dwie wycieczki sprawiły mi wiele radości. Kocham Tatry i skały ale niczego mi nie brakuje na beskidzkich szlakach. 


Skoro mam nowe raczki to muszę je wypróbować w terenie dla nich najlepszym, czyli Beskidy szykujcie się na mnie....może w najbliższy weekend pogoda zachęci do wędrówek i pozwoli mi podziwiać te obsypane śniegiem kolosy z daleka ?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz