wtorek, 13 lutego 2018

D5SP i czy mamy wpływ na nasz los czy to los decyduje za nas?




      Minęło już ponad dwa miesiące od mojej ostatniej wizyty w Tatrach a jeszcze nic o tym nie napisałam. Już spieszę nadrabiać zaległości :)


      Trasa sama w sobie nie jest jakaś odkrywcza.......jest oczywiście niezaprzeczalnie przepiękna, ale tak obfotografowana, że niczym Górołazów nie zaskoczę.

      Chociaż Doliną Roztoki w stronę Doliny 5 Stawów Polskich szłam wielokrotnie, to jednak ten wariant trasy był dla mnie nowością. Zwykle korzystam z okazji by po raz kolejny zobaczyć Wielką Siklawę i przy rozgałęzieniu szlaków podążam nadal zielonym kolorem, ale tym razem chciałam na własne oczy zobaczyć i własnymi nogami zdobyć słynne schronisko w Piątce wariantem zimowym.
Taki miałam plan.....


     Początek grudnia, nizinnie położony Nowy Targ tonął we mgle i szarudze ale dzięki sprytnemu podglądowi kamerek internetowych wiedziałam, że Tatry są skąpane we wschodzącym słońcu a prognoza pogody zapewnia tzw lampę na cały dzień. Dzień już krótkawy,  ale szlak wybrany przeze mnie miał trwać nie więcej niż 7 godzin i na dodatek ostatnie dwie to słynna już trasa z Morskiego Oka do Palenicy Białczańskiej, opisana wielokrotnie jako niezwykła, bo zapada na niej w nocy ciemność :) i niektórzy zostają na niej uwięzieni czekając na pomoc ;)

      Spakowałam się bardzo starannie. Termos herbaty, woda, sporo jedzenia w tym także słodycze, raki, kijki, mapa, buty -wersja zimowa......serce wali z podniecenia, zbieram wszystko, wymykam się z domu jak najciszej, żeby nie obudzić psa, cały czas myślę, o tym, żeby niczego nie zapomnieć, zwłaszcza butów.....wychodzę.          Niestety falstart, nie mam kluczyków do auta......cała ja, niby wszystko przygotowane, nic tylko zamknąć za sobą drzwi i jechać a tu brak podstawowej rzeczy. Odkładam wszystko w korytarzu na podłogę, wracam do domu, są.... 
Są tam, gdzie być powinny - na gzymsie kominka, gdzie położył je mój syn po tym jak rozładował dzień wcześniej auto z zapasu brykietu  kupionego w celu ułatwienia sobie rozpalenia w piecu. 

    Wyjście z domu podejście nr dwa :) 


    Kluczyki w dłoni, plecak na ramię, kijki w drugiej ręce i jadę.... przebijam się przez mgłę, kilka kilometrów za Nowym Targiem robi się przepięknie :) słońce niedawno wzeszło, gdzieś ostatnie welony mgły plątają się w dolinkach, Tatry oświetlone wschodzącym słońcem prezentują się doskonale, co za piękny dzień !!!!! Wybieram troszkę dłuższą, ale moim zdaniem piękniejszą trasę czyli za Białką skręcam na Jurgów i dalej przez Słowację dojeżdżam do Palenicy..... Jest na tyle wcześnie, że mimo pięknej pogody i weekendu na parkingu znalazłam miejsce.... Zostało mi przebrać buty i w drogę ......ale jednak nie tym razem !!!!


                Nie mam butów !!!!!!

     Przecież nie pójdę w adidasach w góry.....już raz mi się zdarzyła taka sytuacja ale to było gdy szłam na Durbaszkę, więc zaryzykowałam adidaski w małym śniegu ale w Tatrach ??? Porozmawiałam z parkingowym, obiecał wpuścić mnie jak wrócę za godzinę.....
Buty spokojnie czekały na mnie w domu w korytarzu a ja byłam półtorej godziny do tyłu :( ....Przeszła mi przez głowę myśl, żeby zostać w domu ale tak mi było szkoda zaplanowanej wycieczki, zapłaconych 25 zł za parking..... Tak bardzo zależało mi na wyjściu, a tu taka "niespodzianka".


      Postanowiłam wrócić do Palenicy. Słońce już zdążyło wznieść się wysoko, niebo cudownie lazurowe, wymarzona pogoda do wyjścia. Całą drogę i  resztę dnia myślałam o tym co się stało. Czy to był znak losu, żeby nie iść? Przecież dostajemy od Świata to co jest dla nas najlepsze. Czasami robimy coś na siłę, bo tak bardzo czegoś pragniemy a jednak wszystko staje przeciwko nam, by ostatecznie okazać się najlepszym dla nas rozwiązaniem. Wszechświat chce dla nas jak najlepiej, nawet jeśli oznacza to pozorne pokrzyżowanie planów. Czy nie powinnam dziś wychodzić w góry? Czy to ostrzeżenie ? A może dzięki temu oddaleniu w czasie stanie się coś pięknego, co nie przytrafiłoby się gdybym była wcześniej ????
Ale jest jeszcze druga teoria, która mówi że sami kreujemy swoją rzeczywistość, że zawsze dzieje się to czego bardzo chcemy, o czym intensywnie myślimy. Tak bardzo skupiłam się rano na tym, żeby nie zapomnieć butów ! I stało się to, czego się bałam . Los nie zna słowa "nie"..... myślę o zapomnianych butach i się zapomniały.... voila!

      To w końcu jak to jest??? Jest tak jak chcemy, czy staje się to co jest dla nas najlepsze? 

Prawdę mówiąc byłam zmieszana i trochę się bałam. Zwykle gdy otwieram się na tu i teraz i słucham wewnętrznego głosu zwanego intuicją dokonuję dobrych wyborów. Pomyślałam, że zawsze mogę zawrócić, jeśli uznam że jest zbyt niebezpiecznie i poszłam. Widok fasiągów jak zwykle podniósł mi ciśnienie. 





Kilka wozów powoli przejechało obok mnie, popatrzyłam z pogardą na pseudoturystów siedzących na wozie, chociaż nie sadzę by przejęli się moim ciskającym gromy wzrokiem. Za nimi pognał jeszcze jeden, konie spocone, spienione parowały intensywnie a powoził nimi fiakier Mąka, którego pamiętam lepiej niż bym chciała z zajść na tej drodze kilka lat wcześniej. Widok jego twarzy doprowadza mnie do wściekłości, ale postanowiłam miło spędzić czas więc przyspieszam kroku by jak najszybciej dojść do rozwidlenia szlaków za Wodogrzmotami Mickiewicza i wejść w las na szlak prowadzący do Piątki. Według niektórych to najpiękniejsza dolina tatrzańska. Jest rzeczywiście piękna ale to nie moja faworytka ;) Tak się zagapiłam na piękno dookoła, że zaliczyłam swój pierwszy dzisiaj upadek :) Raki nie powinny się marnować w plecaku, gdy droga dla moich nóg zbyt śliska :) Zaopatrzona w 12 kolców na butach idę dalej. 








     Wiedziałam, że nadejdzie ten moment, kiedy skończy się spacer między drzewami i zacznie się wspinaczka. Zimowy szlak do schroniska w D5SP jest stromy.....niestety tak.....wyjść łatwo ale zejście może być trudne. Plan był jednak taki, że wyjdę na górę tym szlakiem a zejdę do Morskiego Oka przez Świstówkę szlakiem który przeszłam dotąd tylko raz i to latem więc pojęcia nie miałam co mnie czeka w warunkach zimowych. Wiem, przesadzam ...... mijałam mnóstwo pań w botkach, przede mną na czworaka szła dziewczyna w kurtce z różowym "liskiem", która pewnie nawet o rakach nie słyszała a świetnie sobie radziła. Były takie co płakały i schodziły całe roztrzęsione ale też i tacy panie i panowie, którzy z piwkiem beztrosko zsuwali się na pupie w dół ciesząc się jak dzieci i nic im się złego nie stało....Im wyżej tym widoki coraz piękniejsze :)






     Przy schronisku wiało strasznie i zimno było przy tym okrutne ale widok niezamarzniętych stawów otulonych śnieżną pierzynką był oszałamiający. Warto było się bać a jednak przemóc się. Warto było wracać po zapomniane buty by być tu teraz . 










  A jeszcze piękniej prezentowała się Piątka ze szlaku na Świstówkę. Tu turystów było mało, szlak przetarty ale i tak śnieg ochoczo wsypywał się do butów.










   Zejście było dla mnie trudne, cały czas uważałam na to by nie siadać w śniegu, nie pozwolić sobie na poślizg. Powoli krok za krokiem schodziłam w kierunku Moka. Trwało to wieczność, bo szłam jak żółw tatrzański. W pewnym momencie zobaczyłam jak zachodzące słońce oświetla Rysy pozostawiając resztę szczytów w mroku.... myślę, że to dla tej chwili miałam tu być właśnie o tej porze. Z jednej strony bałam się czy dotrę do drogi przed zapadnięciem zmroku, z drugiej cieszyłam się bardzo,że dane mi było obserwować tą grę światła.




    Powoli oswajam mrok w górach ale czuję się o wiele spokojniej gdy noc zastaje mnie na prostej drodze. I tak się stało... dokładnie w momencie kiedy dotarłam do asfaltowej drogi zrobiło się ciemno.......

To był jednak cudny dzień :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz