piątek, 5 sierpnia 2016

Główny Szlak Beskidzki –podsumowanie

               

            Zastanawiałam się już od kilku dni jak podsumować ten tydzień na szlaku i czego się na nim nauczyłam ( oprócz smarkania bez chusteczek – wiem ,wiem , że to jest obrzydliwe ale jakże praktyczne :) ).
            Oczywiste jest , że nie da się tego zrobić jednym zdaniem. Wychodziłam bardzo podekscytowana i prawdę mówiąc nie przeszkadzał mi nawet deszcz i mgła w pierwszych dniach….. na prawdę :).

              Przez pierwsze trzy dni zaczynałam dzień patrząc w okno a tam mgła i mżawka a ja mimo tego cieszyłam się z tego, że mam taką fajną przygodę. Przecież nie spodziewałam się trzech tygodni bez deszczu, bez przesady ….lipiec w Polsce potrafi być deszczowy. Wiedziałam, że kiedyś stanie się sucho. 
             Ciekawe było obserwowanie swojego ciała, organizmu. Bałam się, że rano będą mnie boleć kolana, uda, ramiona a tu niespodzianka…. Nie mogę powiedzieć, że nie czułam zmęczenia, ani ciężaru plecaka ale to było znośne, nie przeszkadzało mi wcale. Dopiero ból stóp a konkretnie odparzenia i odciski spowodowało moją rezygnację. Całe ciało, głowa, serce rwało się do dalszej wędrówki, dopóki nie poczułam przeraźliwego bólu każdego jednego kroku..... wtedy wszystko zaczęło się sypać, psychika też…… Aż nastała taka chwila pewnego wieczoru, że stanęłam zrezygnowana wiedząc, że nie zrobię już ani jednego kroku dalej. Nie ma szans, nie ruszę się stąd już nigdy ! Rozpłakałam się zła na siebie ale decyzja już była podjęta. Jeszcze jeden dzień bólu a znienawidzę te moje włóczęgostwo na zawsze - tak pomyślałam - i co ja pocznę, przecież mam tylko to - tylko góry i łażenie po nich sprawiają że jestem szczęśliwa mimo potu, brudu i zmęczenia.

          Już się widziałam oczami wyobraźni żyjącą jak kilka lat temu : praca, może czasem jakaś impreza, koleżanki na kawie, samotne, bezsensowne wieczory przy winie a czasem w większym gronie. Tak żyje mnóstwo ludzi i dobrze im z tym ale mi nie było dobrze. To byłaby dla mnie bardzo szybka droga do depresji,  poczucia życiowej porażki i bezradności.

           I wtedy do mnie nagle dotarło, że muszę odpuścić to sportowe, zadaniowe podejście do Czerwonego Szlaku ( bo założyłam sobie przejście go w maksimum 21 dni coby zdobyć platynową odznakę GSB ) Przecież mimo mojej alienacji społecznej cieszą mnie spotkania ludzi na drodze. Lubię z nimi posiedzieć, porozmawiać. Przede mną niezwykle ciekawy Beskid Niski ze swoją wspaniałą odrębnością przyrodniczą,  religijną i zwyczajową, który bardzo chcę poznać. Nasłuchałam się o tych rejonach mnóstwa ciekawych opowieści i miałabym go tak przelecieć, bo czas goni? Pstryknąć fotkę cerkwi i oddalić się w pośpiechu, bo przecież 25-30 km dziennie należy przejść ? Nie, tak nie chcę.

        Pewnie tak to miało być, że kryzys dopadł mnie już blisko domu a ostatnią noc spędziłam pod namiotem myśląc o tym czy ta moja przygoda jest porażką
       Pierwsza myśl była właśnie taka, że poległam. Byłam rozczarowana sobą a potem zaczęłam szukać plusów i powodów do dumy.  Zdecydowałam się iść sama te 500 km. Można powiedzieć, że wiele osób co roku to robi a niektórzy z nich podejmują jeszcze większe wysiłki i nie ma się co chwalić ….a jednak …..ile z nich to kobiety grubo po 40 tce chodzące po górach ledwie od 4 lat???? Patrząc na to z tej strony nawet ten skromny tydzień samotnej wędrówki jest dla mnie powodem do zadowolenia. Osoba w moim wieku ( życiowo zaawansowana - nazwa bloga zobowiązuje ) powinna mieć pieniądze na względnie komfortowe życie. No cóż …. nie narzekam, po prostu nie mam na tyle środków żeby codzienne nocować w schronisku i żywić się po drodze w barach, restauracjach albo w miejscu noclegowym ( abstrahując oczywiście od moich preferencji jedzeniowych, co bywa dodatkowym problemem dla wielu jadłodajni ). Z tej przyczyny wszystko co było mi potrzebne miałam w plecaku : namiot, śpiwór, kuchenkę, trochę ubrań, wodę i jedzenie na kilka dni. Stanowi to niemały ciężar ale także wielką swobodę. W zeszłym roku będąc na trekkingu w Norwegii po raz pierwszy po 30 latach znowu rozbiłam namiot i bardzo mi się to spodobało :) Często brak pieniędzy to tylko wymówka. Wszystko zależy ile własnego komfortu i wygód jesteś w stanie poświęcić, żeby spełnić swoje marzenia.

       Teraz wiem, że jestem w stanie iść sama wiele kilometrów, nieść ciężki plecak i cieszyć się tym co mam, tylko kupię sobie inne buty :) Już mam coś na oku odpowiedniego :).

       Wiele osób także tych spotkanych po drodze pyta mnie czy nie boję się tak iść sama. Może to dziwne albo wskazujące na moją małą wyobraźnię ale odpowiadam:  nie, bo nie boję się przyrody, bardziej boję się złych ludzi. W Tatrach wiem, że nikomu nie chciałby się wspinać wysoko tylko po to, żeby mnie celowo skrzywdzić, co innego w Beskidach. Po rozbiciu namiotu zwykle zasypiałam w kilka minut, zanim zaczęłam się bać niepokojących głosów, kroków czy szmerów. Może takie były…… nie wiem, spałam :)

        Samotność mi nie przeszkadza, zwykle chodzę w góry sama, a nawet kilkakrotnie wyjeżdżałam na kilka dni bez żadnego towarzystwa. Nie boję się swoich myśli, nigdy się ze sobą nie nudzę, jestem widocznie dla siebie najlepszym towarzystwem hahaha. A tak na serio czasem zdarzało mi się z kimś iść w góry i prawdę mówiąc różnie to wypadało ….. nie odrzucam towarzystwa w górach , chciałabym pokazać innym ten mój wspaniały górski świat. Wytłumaczyć w praktyce dlaczego kocham góry najbardziej na świecie. Czasem nawet mi się to udaje.

         Na GSB też szukałam kogoś kto ze mną pójdzie, niestety bezskutecznie z różnych przyczyn. Czy tylko z powodu braku odpowiedniego towarzystwa miałam zrezygnować z marzenia??? Nie ma mowy !  I nie żałuję. Ani razu nie pomyślałam, że szkoda, że idę sama. Mam duże doświadczenie w byciu samej na szlaku i w życiu…… Daję radę :)

        Najważniejsze czego nauczyłam się w ciągu tych dni jest to, że nie zrezygnuję z poznania tego szlaku w całości. Ale poznania a nie tylko przejścia. Zrobię to etapami, powoli, czyli tak jak najbardziej lubię.


         A Platynowa odznaka????? Jeszcze bym ją zgubiła więc po co mi ona .


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz